Powinno ich być 23, a było 15. To poselski bilans otwarcia nadzwyczajnej komisji, która zajmuje się rządowymi projektami dotyczącymi energetyki jądrowej. Komisja rozpoczęła obrady o 17, w tygodniu kiedy Sejm nie obraduje, na kilka dni przed świętami. Gdzie się podziała reszta?

Punktualnie o 17 w sejmowej sali na posłów czekała już grupa ponad 30 przedstawicieli rządu i różnego rodzaju organizacji. Parlamentarzyści owszem pojawili się, ale tylko w trójkę. Oczekiwanie na kworum, czyli co najmniej 12 posłów, trwało kilkanaście minut.

Dwie godziny później na salę wpadła Aldona Młyńczak - szybko podpisuje listę, a spóźnienie tłumaczy obowiązkami w regionie. Myślałam, że zdążę na samolot o 14; że się uda skrócić spotkania. Ponieważ nie udało się ich skrócić, poleciałam samolotem o 17.35 - wyjaśniała.

I choć pani poseł uczestniczyła tylko w połowie prac komisji obecność została jej zaliczona. Co z pozostałymi ośmioma posłami? Poczekamy na wyjaśnienia, dlaczego. Zawsze jak ktoś jest nieobecny, musi złożyć na piśmie ewentualne usprawiedliwienie - tłumaczy przewodniczący komisji Wojciech Saługa. Oczywiście jeśli chce się usprawiedliwić - zastrzega.

Jeśli nie będą chcieli, to - jak dodaje - zastosowany zostanie regulamin.

Około 20 w stali 106 pojawiła się irytacja - każda próba dyskusji spotyka się z głośnymi protestami zmęczonych posłów. Przed 21 następuje upragniony koniec..

Dziś komisja zbiera się ponownie. Sprawdzimy, w jakim składzie.