Czterech protestujących pod ziemią górników zasłabło. Zostali wywiezieni na powierzchnię, a karetka od razu zabrała ich do szpitala. Jednocześnie górnicy zdecydowali, że nie wyjadą dziś na powierzchnię. Wcześniej odbyło się burzliwe spotkanie śląskiego wojewody z protestującymi górnikami. Rozmawiali prawie 500 metrów pod ziemią, w kopalnianym chodniku, gdzie od środy siedzą górnicy.

Pracownicy z przeznaczonej do likwidacji sosnowieckiej kopalni Kazimierz-Juliusz dostali część zaległych wypłat za sierpień. Mimo to ok. 150 górników kontynuuje prowadzony od środy podziemny protest, domagając się m.in. wydłużenia działania kopalni.

Jak poinformował rzecznik kopalni Artur Krawiec, pieniądze otrzymało ok. 950 pracowników, reszta, czyli kilkadziesiąt osób, dostanie je wkrótce. To uzupełnienie wypłaconej wcześniej połowy pensji. Pracownicy nie otrzymali całości wynagrodzenia, ale do wysokości średniej krajowej. Na to zgodził się komornik, który uwolnił te, wcześniej zajęte, środki - powiedział Krawiec.

Informację o wypłacie wynagrodzeń potwierdził rzecznik związku zawodowego Sierpień 80 Patryk Kosela.

Mimo wypłaty części pieniędzy górnicy nie przerywają protestu.

Zdaniem górników, podczas spotkania z wojewodą śląskim nie było żadnych konkretów, chociaż wojewodę - tam pod ziemią - przyjęto bardzo dobrze. Jutro, a nie we wtorek jak wcześniej planowano, będzie w Katowicach spotkanie z udziałem przedstawicieli rządu właśnie w sprawie kopalni Kazimierz-Juliusz. W trybie pilnym zbiera się też rada nadzorcza holdingu węglowego, ale dla górników to za mało.

W czasie podziemnego spotkania dowiedzieli się bowiem, że dziś wszyscy raczej nie będą mieć zaległych wypłat.

Przerwijcie ten protest dzisiaj, dajcie mi kilka dni - apelował wojewoda.

Nie ma takiej opcji. Jak my wyjedziemy, to nas nie ma. Jesteśmy zastraszani. Holding nas już przekreślił - odpowiadali górnicy, którzy nadal są pod ziemią.

Jak usłyszał od protestujących dziennikarz RMF FM, bronią tak mocno kopalni, bo to ona ich żywi. Stąd ich determinacja. Kiedy mówili o rodzinach, niektórym łamał się głos. Chciałbym przede wszystkim w końcu kupić córce książki do szkoły, ponieważ pani straszy ją, że po prostu dostanie jedynkę, jak nie będzie miała książki do szkoły, a ja nie mam w tej chwili z czego kupić. Chciałbym pracować i nie mam ochoty tutaj siedzieć, ale tu zostaję. Wyjedziemy, jeśli osiągniemy swój cel - mówił jeden z protestujących.

Górnicy, którzy przyszli na poranną zmianę, powiedzieli reporterce RMF FM, że wspierają tych, którzy są na dole. Organizują też pomoc dla protestujących kolegów i dla ich rodzin. Kto może, przynosi koce czy jedzenie dla potrzebujących. Część tych rzeczy leży w tej chwili w holu głównym kopalni.

Żony górników pojechały też do katowickiego Holdingu Węglowego, żeby bezpośrednio zapytać prezesa, kiedy ich mężowie dostaną wypłaty. Po spotkaniu z zarządem Katowickiego Holdingu Węglowego kobiety powiedziały naszej reporterce, że są rozczarowane. Panie pojechały do siedziby spółki z wieloma pytaniami, między innymi z pytaniem o zaległe sierpniowe wypłaty. Usłyszały, że złożony został w sądzie kolejny wniosek o odblokowanie kont, z których mogłyby zostać przelane pieniądze dla górników. Atmosfera na spotkaniu była bardzo gorąca. Było mnóstwo emocji. Panie pytały wprost: jak to możliwe, że jeszcze kilka miesięcy temu kopalnia miała niewielki dług, a teraz sięga on stu milionów złotych. Prezes holdingu dał do zrozumienia jedynie, że kopalnią źle zarządzano. Podkreślił, że nie ma szans na przedłużenie jej żywotności, ale praca dla załogi jest w innych zakładach. Według prezesa Katowickiego Holdingu Węglowego Romana Łoja nie ma pewności, czy górnicy z kopalni Kazimierz-Juliusz w najbliższych dniach dostaną swoje zaległe sierpniowe wypłaty. Kilkakrotnie było już tak, że kiedy jeden komornik odblokowywał konta kopalni, drugi natychmiast je zajmował.

Górnicy domagają się m.in wypłaty zaległych pensji

Podziemny protest trwa od środy. Kazimierz-Juliusz to spółka zależna Katowickiego Holdingu Węglowego i ostatnia czynna kopalnia węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Ma zakończyć wydobycie na przełomie września i października.

Protestujący górnicy domagają się m.in. wypłaty zaległych wynagrodzeń, przedłużenia żywotności kopalni, wykupu mieszkań zakładowych oraz - po całkowitym wyczerpaniu węgla i zakończeniu działania kopalni - przejścia do innych kopalń na dotychczasowych warunkach.

Jak poinformował wczoraj rzecznik sosnowieckiej kopalni Artur Krawiec, udało się pozyskać środki na ten cel, ale trzeba jeszcze wynegocjować z komornikami, aby odblokowali konto, by można było przelać pieniądze na konta pracowników. Dodał, że sprawa dotyczy sierpniowych pensji, gdyż dotąd zostało przekazane 50 proc. wypłat. 

Wczoraj w Sejmie wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz poinformował, że resort gospodarki zwrócił się do rady nadzorczej Katowickiego Holdingu Węglowego o przeanalizowanie "alternatywnych możliwości wygaszania pracy" kopalni Kazimierz-Juliusz. Zasygnalizował, że może chodzić o rozwiązanie z wykorzystaniem Spółki Restrukturyzacji Kopalń.

Zobowiązania kopalni to prawie 100 mln zł

Zarząd KHW deklarował wcześniej, że wszyscy pracownicy kopalni - ok. tysiąca osób - znajdą zatrudnienie w innych zakładach holdingu. Pierwotnie kopalnia miała działać dłużej, przyspieszenie jej likwidacji zarząd holdingu tłumaczy wyczerpaniem dostępnych złóż oraz narastaniem problemów związanych z opłacalnością i bezpieczeństwem tzw. resztkowego wydobycia.

Aby nie pogłębiać strat zdecydowano, że zamknięcie nastąpi z końcem września 2014 r. Miesięcznie do działalności operacyjnej kopalni trzeba dokładać 2-3 mln zł, a większość środków zajmują komornicy. Łączne zobowiązania kopalni z tytułu wszystkich świadczeń publiczno-prawnych i cywilno-prawnych to prawie 100 mln zł.