Poznań, miasto przyjazne dla turystów. Idea słuszna, gorzej z realizacją. W mieście pojawiło się kilkadziesiąt znaków, wskazujących drogę do urzędów, kin, teatrów i najciekawszych zabytków. Kosztowały ponad 100 tysięcy złotych.

Poznaniacy zastanawiają się, kto zaplanował trasy, bo tabliczki wcale nie pokazują najkrótszej drogi. Okazuje się, że urzędnicy zadbali o to, by turyści poznali jedynie te ładniejsze ulice. Ot, taki chwyt marketingowy.

Dlaczego jednak na nowych tablicach za ponad 100 tys. złotych nie ma napisów w języków angielskim, i to w Poznaniu - mieście, które promuje się jako międzynarodowe centrum konferencji i targów? Okazuje się, że powód jest banalny – względy technologiczne; nie ma na to miejsca. Z napisami tablice musiałyby być większe - tłumaczą urzędnicy. A na to nie zgodziłby się konserwator zabytków.

Dlaczego więc nie umieszczono napisu z drugiej strony tablicy? Bo założenie było, że będą po polsku – usłyszał reporter RMF. Ot, cała urzędnicza logika.