Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie afery sopockiej. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski przez pięć lat był podejrzany o rzekome przyjęcie łapówki w postaci dwóch mieszkań w zamian za pozytywną decyzję urzędu miasta. Dziś w rozmowie z RMF FM mówi: "To jest wielka ulga". "To jest kompromitacja CBA Mariusza Kamińskiego" - dodaje Karnowski.

To jest wielka ulga. Bo jednak ponad 5 i pół roku to wszystko trwało. Mimo że nie było oryginału nagrania, był zniszczony dyktafon, a świadek był niewiarygodny - mówi w rozmowie z RMF FM Jacek Karnowski.

Głównym dowodem w sprawie była taśma nagrana przez biznesmena Sławomira Julke, który złożył w tej sprawie zawiadomienie.

Prowadząca postępowanie prokuratura w Szczecinie umorzyła jednak śledztwo, ponieważ nagranie to jedynie kopia. Oryginał zniszczył sam Sławomir Julke - do czego się zresztą przyznał.

Śledczy przeprowadzili także eksperyment, który polegał na wizji lokalnej i odtworzeniu przebiegu rozmowy w czasie realnym. Spacerowali po Sopocie dokładnie taką trasą, jaką mieli iść 5 lat temu Julke i Karnowski.

Przesłuchano świadków i okazało się, że nie ma dowodów, które świadczyłyby o tym, że prezydent Sopotu chciał skorumpować biznesmena.

Sprawę umorzyli prokuratorzy ze Szczecina. Wcześniej przez 4 lata winę Karnowskiemu bezskutecznie próbowali udowodnić śledczy z Gdańska.

To jest jednak kompromitacja CBA Mariusza Kamińskiego, które tak naprawdę prowadziło to śledztwo. Mogę sobie wyobrazić, że prokurator mógł czegoś tam nie wiedzieć. Natomiast nie wierzę, żeby organ, który prowadził śledztwo, czyli ówczesne CBA, tego wszystkiego nie wiedziało - komentuje prezydent Sopotu.

Oświadczenie w sprawie decyzji PA w Szczecinie

Ponad 5 lat temu powiadomiłem organy wymiaru sprawiedliwości o próbie skorumpowania mnie w związku z planowaną inwestycją na terenie Sopotu. Zgodnie z prawem niezłożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa w tej sprawie narażało mnie na poniesienie odpowiedzialności karnej. Wszczęcie śledztwa wskutek mojego zawiadomienia, postawienie podejrzanemu zarzutów korupcji, również w innych sprawach, które znalazły swój finał w Sądzie potwierdziło, że moje działanie były w pełni uzasadnione. Niejednokrotnie, przedstawiciele prokuratury wskazywali, że zebrane w tej sprawie dowody są na tyle poważne i uprawdopodabniające popełnienie przestępstwa, że uzasadniają skierowanie aktu oskarżenia do Sądu. Śledczy formułowali również oświadczenia, że przedstawiona przeze mnie wersja wydarzeń jest wiarygodna, zaś moje zeznania zostały potwierdzone przez inne środki dowodowe, w tym w oparciu o zeznania innych świadków, opinie biegłych oraz eksperymenty procesowe. Z uwagi na zaufanie do organów wymiaru sprawiedliwości przyjmuję, że wszelkie decyzje prokuratury, jak i Sądu w tej sprawie były i są podejmowane zgodnie ze standardami demokratycznego państwa prawa. Pomimo upływu lat pozostaje w przekonaniu, że zawiadamiając organy wymiaru sprawiedliwości o przedmiotowej sprawie podjąłem słuszną decyzję. Uchroniło mnie to przed udziałem w dwuznacznych polityczno-biznesowych relacjach. Podkreślam, że kolejny raz postąpiłbym dokładnie w ten sam, zgodny z prawem sposób.

Proszę o zamieszczenie oświadczenia w całości.

Sławomir Julke

Afera sopocka wybuchła pięć lat temu

Tak zwana afera sobocka wybuchła pięć lat temu. Prokuratura zarzuciła Jackowi Karnowskiemu przede wszystkim, że ten w marcu 2008 roku zażądał łapówki w postaci dwóch mieszkań od Sławomira Julkego. Zdaniem biznesmena, który planował przebudować strych kamienicy w Sopocie, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Przedsiębiorca nagrał rozmowę z prezydentem Sopotu i dostarczył śledczym kopię nagrania. Jak zeznał Julke, dyktafon, na którym znajdował się oryginał, został zniszczony.

Karnowski odpierał od początku wszystkie zarzuty prokuratury, twierdząc m.in., że nagranie rozmowy, w czasie której miał złożyć rzekomą korupcyjną propozycję Sławomirowi Julkemu, zostało przez biznesmena zmanipulowane.

(j.)