Jest prokuratorskie śledztwo w sprawie nocnego pożaru meczetu w Gdańsku. Śledczy są pewni, że to było podpalenie.

Śledczy będą badać sprawę pod kątem spowodowania zagrożenia dla mienia o wielkich rozmiarach. Na razie nie ustalono, ilu było sprawców podpalenia meczetu. 

Niewątpliwie, na podstawie oględzin na miejscu zdarzenia, miało miejsce podpalenie. Źródło ognia było przy bocznych drzwiach prowadzących do wnętrza meczetu. Zniszczeniu uległy drzwi, osmolone zostały od środka ściany, poprzez dym wydobywający się ze źródła pożaru. Zniszczeniu uległy też chodniki, które znajdowały się bezpośrednio przy drzwiach i elementy, które blisko drzwi znajdowały się na ścianach - mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik prokuratury okręgowej w Gdańsku.

Śledczy ustalają dokładną skalę zniszczeń i wielkość strat oraz to, w jaki sposób doszło do podpalenia. Znalezione zostały elementy drewniane podłożone pod drzwi, w postaci kloca drewna i pozostałości ławek, które stały na zewnątrz. One były przy drzwiach bocznych i tam było źródło ognia. Ustalamy, czy sprawca był jeden, czy było ich wielu. Motywy działania sprawców także są ustalane - mówi Wawryniuk.

Na miejscu pracę zakończyli już policyjni technicy i biegły z zakresu pożarnictwa. Zabezpieczone przez nich ślady trafią teraz do badań w laboratorium kryminalistycznym komendy wojewódzkiej policji w Gdańsku.

Pożar wybuchł nad ranem. Sprawcy bądź sprawca pożaru weszli na teren meczetu przez płot. Z posesji zabrali drewniane ławki ogrodowe i plastikowe doniczki, ułożyli je przed bocznymi drzwiami meczetu, podpalili i uciekli. Pożar został szybko ugaszony, ale straty to i tak co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Cały meczet trzeba wyczyścić, pomalować w środku, dym dotarł wszędzie, gdzie mógł - mówi Hani Hraish, imam Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Gdańsku. Straty szacuje na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Hani Hraish wiąże pożar świątyni z wczorajszym incydentem w czasie muzułmańskiego Święta Ofiarowania w Bohonikach na Podlasiu. Tamtejsi muzułmanie chcieli przeprowadzić z tej okazji ubój rytualny. Próbowali to uniemożliwić obrońcy praw zwierząt. Ostatecznie, jak poinformował mufti Tomasz Miśkiewicz, w Bohonikach doszło do rytualnego uboju jednego baranka.

To jest wielki smutek dla nas i rozczarowanie, ale my się nie poddajemy. Jest tyle uprzejmych, przychylnych nam ludzi, że na pewno wspólnie wyjdziemy z tego kryzysu. To jest dla nas kryzys przede wszystkim psychiczny, podpalono w dodatku nasze dusze, ale dzięki uprzejmości i przychylności sąsiadów, władz miasta Gdańsk, zwierzchników Kościoła, damy sobie radę - podsumowuje imam.

(mpw)