Prokurator Mikołaj Przybył czuje się dobrze, ale zostanie w klinice jeszcze co najmniej dwa dni - poinformowali lekarze. Wcześniej pojawiały się doniesienia, że jeszcze dziś wyjdzie ze szpitala. Pułkownik wczoraj w czasie konferencji prasowej postrzelił się w twarz. Wieczorem miał operację. Zabieg trwał około godziny, odbył się zgodnie z planem.

Niewykluczone, że gdy prokurator wyjdzie z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej przy ulicy Przybyszewskiego w Poznaniu, od razu zajmą się nim śledczy. Prowadzą oni postępowanie wyjaśniające, co tak naprawdę stało się w poznańskiej prokuraturze wojskowej.

Prokurator postrzelił się w przerwie konferencji prasowej. Najpierw wygłosił emocjonalne oświadczenie, po czym wyprosił z sali dziennikarzy. Wtedy padł strzał. Pomocy próbował udzielić Przybyłowi jeden z dziennikarzy, chwilę potem na miejscu pojawił się personel medyczny ze znajdującej się w budynku przychodni. Pułkownika przewieziono karetką do szpitala - miał uszkodzoną twarzoczaszkę, był przytomny; jego życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.

Jak poinformował później rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu ppłk Sławomir Schewe, Przybył postrzelił się z prywatnej broni, na którą miał pozwolenie.

Śledztwo ws. zdarzeń w poznańskiej prokuraturze ma prowadzić Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Czeka jednak z wszczęciem formalnego postępowania, aż otrzyma materiały z Poznania. Śledczy wciąż zabezpieczają tam dowody z miejsca zdarzenia.

Zobacz również:

Dramatyczny incydent w Poznaniu ujawnił konflikt pomiędzy prokuraturą wojskową a cywilną. Przybył zarzucił cywilnym śledczym, że bagatelizują sprawy prowadzone przez śledczych w mundurach. Szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej zapewnił, że w pełni akceptuje jego tezy. Generał Krzysztof Parulski oskarżył także Andrzeja Seremeta, swego przełożonego, o nieetyczne zachowanie. Chodzi o upublicznienie przez prokuratura generalnego wniosków z opinii dotyczącej dochodzenia w sprawie przecieków ze śledztwa smoleńskiego.

Konferencja dotyczyła domniemanej inwigilacji dziennikarzy

Konferencja prasowa dotyczyła medialnych zarzutów o złamanie prawa w postępowaniu dot. przecieku ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. W sprawie chodziło o ujawnienie informacji osobie nieuprawnionej. Podejrzewany o przeciek był nadzorujący śledztwo smoleńskie prokurator Marek Pasionek z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Według mediów wojskowi prokuratorzy występowali w tej sprawie o billingi i SMS-y dziennikarzy śledczych Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rzeczpospolitej".

"Gazeta Wyborcza" napisała w sobotę, że prokuratura wojskowa sześć razy złamała prawo, występując o ujawnienie treści SMS-ów, które można wydać tylko za zgodą sądu. Powołując się na informacje z Prokuratury Generalnej podała, że pułkownik może mieć sprawę dyscyplinarną za świadome wprowadzenie w błąd opinii publicznej.

Przybył twierdził, że żadnych nieprawidłowości w śledztwie nie było. Zarzuty, że miałem pełną wiedzę (...) i podałem przedstawicielom mediów informacje nieprawdziwe, są całkowicie bezpodstawne i kłamliwe. Grożenie mi przez gazety odpowiedzialnością dyscyplinarną za rzekome wprowadzenie opinii publicznej w błąd uważam za jawne godzenie w zasadę niezależności prokuratora i kneblowanie mi ust - mówił.

Płk Mikołaj Przybył nadzorował i prowadził ważne śledztwa, m.in. sprawy związane z modernizacją okrętów czy naprawie sprzętu wojskowego, który trafiał do Afganistanu. Pełni funkcję zastępcy Wojskowego Prokuratora Okręgowego w Poznaniu ds. przestępczości zorganizowanej. Jest prezesem Stowarzyszenia Prokuratorów Rzeczypospolitej Polskiej. Prywatnie jest członkiem grupy rekonstrukcyjnej zajmującej się odtwarzaniem uzbrojenia oraz wyposażenia legionów rzymskich. Według opinii dziennikarzy jest osobą twardą, zrównoważoną, silną.