Tomasz Skory: Nawiązując do tego co dziś, zanim przejdziemy do kwestii wyborów francuskich, ma pan jakiś pomysł, dlaczego Rosja nie chce biskupa Jerzego Mazura u siebie?

Władysław Bartoszewski: No to raczej oni mieli jakiś pomysł, że go nie chcieli. Nie była to ani moja inicjatywa, ani tego nie można było przewidywać. Natomiast, że mogą nastąpić jakieś demonstracje i niezadowolenia jako rodzaj koncesji psychologiczno-politycznej na rzecz pewnej grupy wyższych duchownych Cerkwi Prawosławnej - na pewno nie wszystkich ludzi wyznających prawosławie - to nie jest takie bardzo zaskakujące. Można było liczyć się z różnymi reakcjami. Ta reakcja jest dość ostra i dziwna, bo Federacja Rosyjska jest krajem obliczalnym. Jego reprezentanci polityczni – mam namyśli głowę państwa, premiera i tych ministrów, których znam (znam niektórych do dziś będących ministrami – na przykład ministra spraw zagranicznych) – to są ludzie w pełni obliczalni i myślę, że interesie własnego kraju poddadzą jeszcze refleksji tę metodę postępowania. Nie w interesie nas, czy Watykanu, tylko w interesie Rosji.

Tomasz Skory: Teraz Francja. Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji dość powszechnie określane są słowami: „katastrofa, trzęsienie ziemi, wstrząs, szok, osłupienie”. Czy pan też jest osłupiały tym, że Jean Marie le Pen…

Władysław Bartoszewski: Ja nie jestem osłupiały. Już od dłuższego czasu obserwuję dziwny kryzys francuskiej klasy politycznej, nie tylko francuskiej, ale również francuskiej. To co się stało jest niewątpliwie bardzo ciekawym wyrazem dania odprawy politycznej urzędującemu premierowi. W końcu jeden z czołowych kandydatów, który wbrew rankingom nie wszedł na drugie miejsce – pan Jospin, jest urzędującym premierem Francji.

Tomasz Skory: Czyli to było głosowanie przeciwko, a nie za le Penem?

Władysław Bartoszewski: Oczywiście, to było głosowanie przeciwko, ale ci co głosowali za le Penem, głosowali też za człowiekiem, który jest przeciwko wszystkim innym politykom. To znaczy, jest to jedyny skrajny głos, który o wszystkich mówi źle. A jeżeli o wszystkich mówi źle, to może coś nowego zaproponuje.

Tomasz Skory: Źle mówi też o pewnych szczególnych kategoriach ludzi. Jean Marie le Pen, który kilka lat temu uznał piece krematoryjne za drobiazg w historii, w kampanii prezydenckiej przedstawiał się jako polityk spokojny, zrównoważony, stonowany. Myśli pan, że nacjonalizm, rasizm, ksenofobia dają się utemperować, złagodzić?

Władysław Bartoszewski: Nie. Poglądy i mentalność się nie dają złagodzić, ale taktyka da się złagodzić. Jean Marie le Pen nie jest prostakiem. To nie jest człowiek pozbawiony wykształcenia, wiedzy, obycia. To jest człowiek, który przemyśliwa to co robi bardzo dokładnie i oczywiście, może ulegał temperamentowi w jakichś wiecach regionalnych, albo w wiecach, gdzie można było podżegać wyborców, przeciwko ludziom innego pochodzenia, wyznania, czy formacji kulturowej, współobywatelom na przykład z krajów Maghrebu. Mógł ulegać po prostu namiętnością, albo odgrywać namiętności. Ale tam, gdzie chodzi o stanowisko państwowe głowy państwa, mówi językiem mężów stanu. Natomiast jego poglądy skrajnie prawicowe, nie mogą dla żadnego Polaka zainteresowanego po prostu prawdą o własnych korzeniach naszego narodu i o własnych cierpieniach naszego narodu w pokoleniu naszych dziadków. Jeszcze większości naszego społeczeństwa nie mogą być obojętne, bo jest to człowiek, który w gruncie rzeczy ma zrozumienie dla siły, dla mechanizmów. Byli tacy Francuzi, którzy mieli zrozumienie dla Hitlera, a nie dla tych, którzy walczyli przeciw Hitlerowi.

Tomasz Skory: Francuskie sondaże wskazują, że w drugiej turze wyborów prezydenckich le Pen nie ma szans w starciu z Chirac’iem, ale jeśli Europa się czegoś boi, to czerwcowych wyborów parlamentarnych. Czy powinniśmy się ich bać? Bo jeśli skrajna prawica dojdzie tam do władzy, to może się okazać, że nasze dążenie do Unii Europejskiej okaże się nadziejami płonnymi.

Władysław Bartoszewski: Ja to oceniam zupełnie inaczej. Ja uważam, że w wyborach parlamentarnych nastąpi duża mobilizacja pobudzonych i podnieconych, również nie biorących udziału w wyborach prezydenckich - bo wszyscy słyszymy, że frekwencja była wyjątkowo niska – wyborców, którzy powiedzą sobie: „no nie, to już przesada, kogoś takiego wybierać”.

Tomasz Skory: To widzimy na ulicach, „jesteśmy Francuzami, wstydzimy się tego”.

Władysław Bartoszewski: Widzieliśmy to u nas po niesłychanym wyniku pana Tymińskiego w wyborach prezydenckich w roku 1990, kiedy ludzie, którzy sobie machali ręką podnieśli się i powiedzieli – „no nie, to ja idę głosować. No to głosuję na Wałęsę”. Były takie sytuacje, one są powtarzalne. Ludzie nie są całkiem niemądrzy.

Tomasz Skory: Pan Tymiński nie miał partii do dyspozycji, natomiast le Pen ma tę partię i ona może wziąć potężną liczbę głosów we Francji.

Władysław Bartoszewski: Może, ale w moim przekonaniu procent głosów, który zdobędzie ta partia nie przekracza procenta głosów, które otrzymał le Pen według niepełnych danych. To jest nie dwadzieścia, ale blisko. Oficjalnych wyników wyborów jeszcze nie mamy, ale według nieoficjalnych poniżej 20.

Tomasz Skory: Słowem, nie powinniśmy histeryzować.

prof. Władysław Bartoszewski: Histeryzować w ogóle nie powinniśmy, bo to nie jest droga do rozpatrywania jakichkolwiek problemów. A poza tym prezydent Chirac – a prezydent we Francji ma inną wadze niż w Polsce, większą, porównywalną do władzy prezydenta Stanów Zjedoczonych niemal – kieruje się wartością obliczalną. My go znamy, jego słabe i mocne strony. Nasi politycy go znają i nie sądzę, by on był źródłem jakichkolwiek niespodzianek.