Producenci żywności domagają się zdecydowanej reakcji na czeską kampanię szkalującą polską żywność. „To zmasowana akcja, na którą rząd nie reaguje” – mówi w rozmowie z naszą korespondentką Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa.

Przede wszystkim oczekujemy od polskiego rządu, żeby podjął zdecydowane działania dyplomatyczne na poziomie polski rząd - rząd czeski, ale również na poziomie Komisji Europejskiej - podkreśla Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności. Chodzi o oficjalną skargę na czeski protekcjonizm. Podobny dokument wyślą do KE, niezależnie od rządowych działań, organizacje producentów i dystrybutorów żywności. Interweniował będzie także eurodeputowany PSL Czesław Siekierski, który zaprosił polskich producentów do Brukseli. Zapowiedział, że w przyszłym tygodniu skieruje list protestacyjny do komisarzy UE odpowiedzialnych za jednolity rynek oraz bezpieczeństwo żywności. 

Na bierność polskiego rządu w sprawie krytyki naszej żywności skarżył się w rozmowie z naszą dziennikarką szef Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, Maria Andrzej Faliński. Do tej pory nie słyszałem o konkretnych działaniach  - zaznaczył. Również inni przedstawiciele branży żywnościowej przyznali, że głos w tej sprawie zabierał wyłącznie minister rolnictwa Stanisław Kalemba wypowiadał się w tej sprawie. Podkreślili jednak, że nie przyniosło to żadnych efektów.

Są już pierwsze efekty antypolskiej kampanii

W czeskich i słowackich sklepach widać już efekty kampanii przeciwko polskiej żywności. Nasi południowi sąsiedzi coraz rzadziej sięgają po produkty z napisem "Made in Poland". Nie ma właściwie tygodnia, by czeskie i słowackie media nie donosiły o kolejnej aferze z polską żywnością. Doszło wręcz do tego, że słowackie ministerstwo rolnictwa zarządziło specjalną kontrolę pochodzących z Polski produktów spożywczych. Czesi poszli o krok dalej i chcieli zakazu ich sprzedaży w Unii Europejskiej.

Słowacy coraz częściej boją się kupować polską żywność, zwłaszcza tę od obwoźnych sprzedawców. Zdarzało się, że przywozili przedatowane mięso - skarży się naszemu reporterowi mieszkanka jednej z przygranicznych miejscowości.

(MN)