Opieszałość polskich sądów nie zna granic. Są sprawy, które ciągną się latami! I końca nie widać. Rekord? 33 lata. Tyle trwa sprawa spadkowa w Sądzie Rejonowym w Sosnowcu. Zebraliśmy dla Was najbardziej jaskrawe przykłady.

Około 60 tysięcy złotych odszkodowań za przeciągające się procesy wypłacił Sąd Okręgowy w Łodzi w ubiegłym i na początku tego roku. To oznacza, że sam sąd uznał, że aż 21 procesów toczyło się zdecydowanie za wolno. A najdłuższy 13 lat i końca nie widać!

Proces musiał być przerwany na kilka lat, bo trzej oskarżeni o rozboje ukrywali się. Rozprawy zostały wznowione dopiero po zatrzymaniu mężczyzn. Ukrywanie się oskarżonych lub ich choroby to najczęstsze przyczyny długotrwałych procesów - uważa rzecznik łódzkiego Sądu Okręgowego, sędzia Jarosław Papis. Nierzadko rozprawy rozciągają się w czasie, bo długo trzeba czekać na opinie biegłych lub ekspertyzy. Nie da się też szybko przeprowadzić procesu, w którym jest kilkudziesięciu oskarżonych, a każdy ma po kilkanaście zarzutów. Samo odczytanie wyjaśnień zawartych w aktach zajmuje sądowi kilkanaście dni, a przesłuchania świadków wydłużają proces.

Wrocław

We Wrocławiu od pięciu lat toczy się proces oskarżonych o napady, rabunki i kradzieże, a także przestępczość zorganizowaną. Wszystko przez opieszałość w powoływaniu biegłych, tłumaczy i nieobecność adwokatów. Z kolei proces w sprawie korupcji w piłce nożnej nie może rozpocząć od dwóch lat. Najpierw szukano sali, która pomieści ponad 40 oskarżonych i ich adwokatów. Potem główny oskarżony - Ryszard F. pseudonim Fryzjer - był tak chory, że nie stawiał się na kolejno wyznaczane rozprawy. W końcu został aresztowany. Sprawa ma ruszyć 7 listopada. Tylko akt oskarżenia ma być czytany na... siedmiu kolejnych rozprawach.

Sosnowiec

35 lat! To nie żart. Tyle toczy się już sprawa spadkowa w Sądzie Rejonowym w Sosnowcu. Prowadzący ją tłumaczą, że jest skomplikowana. Do podziału są nieruchomości, a potencjalnych spadkobierców jest kilkunastu. Część osób - pierwotnie starających się o spadek - już nie żyje, więc teraz walczą o niego ich dzieci i wnuki. Za każdym razem ustalanie spadkobierców osób zmarłych zabiera czas, a postępowanie jest zawieszane. Trzy lata temu sprawę zawieszono jeszcze z innego powodu. Dopiero wtedy zorientowano się, że działki nie maja wytyczonych granic. I tak końca nie widać.

Kraków

21 lat trwa sądowa walka o krakowską kamienicę, której właścicielem był słynny rzeźbiarza Wit Stwosz. Prawa do budynku roszczą sobie trzy osoby. Dlaczego sprawa ciągnie się tak długo?  Winę ponoszą między innymi sędziowie. Z akt wynika, że terminy rozpraw wyznaczone były nawet co 9 miesięcy. W sprawie kamienicy przy Grodzkiej 39 sądy wydały w sumie osiem sprzecznych ze sobą rozstrzygnięć. Podziałem nieruchomości po dwa razy zajmowały się sądy pierwszej instancji i odwoławczy. Poza tym aż cztery razy Sąd Najwyższy. W tym samym czasie kamienica popadała w ruinę. Żeby ją uratować dwóch współwłaścicieli rozpoczęło remont, nie zważając na to, że proces nadal trwa.

Przy Grodzkiej 39 mieszkał Wit Stwosz, który przyjechał do Krakowa na zaproszenie rajców miejskich. Artysta kupił stuletnią wówczas kamienicę (pierwsze wzmianki pochodzą o niej z 1360 roku) po pożarze w 1476 r. za 300 złotych węgierskich. Zapłacił w dwóch ratach. Kamienica ma powierzchnię 1118 m kw., z trzema lokalami komercyjnymi na parterze, mieszkaniami, 300-metrowym strychem i rozległymi piwnicami. Jej wartość rynkowa do kilkadziesiąt milionów złotych.

Warszawa

Od 17 lat przed sądem w charakterze oskarżonego staje Waldemar T. Prokuratura zarzuca mu morderstwo przy ulicy Palisadowej w Warszawie w 1995 roku. Sprawa jest rozpatrywana po raz szósty. Jutro w sądzie okręgowym kolejna z rozpraw w ponownym procesie.

Sprawa zabójstwa z Palisadowej to jeden z rekordów długości postępowań w stołecznych sądach. W 1998 roku Waldemar T. został skazany na 15 lat więzienia, jednak sąd wyższej instancji uchylił ten wyrok. Sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia. Potem zapadały już tylko wyroki uniewinniające. Jednak sprawa wciąż wraca do sądu pierwszej instancji, bo sędziowie apelacyjni nakazują jej ponowne badanie. Według ekspertów - chociażby Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - przykład tego postępowania pokazuje, że system apelacji w polskim sądownictwie funkcjonuje źle. To główna przyczyna - jak twierdzą - przewlekłości postępowań.

Sprawdź czas trwania postępowań w warszawskich sądach

Poznań

40 tysięcy poszkodowanych, dziesięciu oskarżonych i rozpoczęty właśnie... ósmy rok procesu. Afera Banku Staropolskiego toczy się długo i długa jest lista powodów tego stanu rzeczy.

Najistotniejszą jest główny oskarżony. Piotr Bykowski - tak, jak przez lata lawirował w księgowości, gubiąc ponad pół miliarda złotych od swoich klientów - tak potem potrafił w budynku sądu skoczyć przez barierkę na drugim piętrze, wprost na betonową posadzkę holu. Przyznane mu z tego tytułu zwolnienia lekarskie powodowały kolejne przerwy w rozpatrywaniu sprawy.

Co więcej, księgowe sztuczki założyciela Banku Staropolskiego były tak skomplikowane, że ciągnęło się też i wydawanie opinii przez biegłych. Do tego kilkuset świadków.

Do przedawnienia zostały jeszcze jednak całe lata - w przypadku jednej z oskarżonych doszłoby do tego w 2019 roku. Wszystkie sprawy Bykowskiego doczekałyby się przedawnienia dopiero w 2027 roku. Wyrok może jednak zapaść za pół roku. Sąd Rejonowy Poznań-Stare Miasto chce bowiem zakończyć proces jak najszybciej.

Justyna Satora