Przed sądem w Kielcach ruszył proces 19-letniej mieszkanki jednej z okolicznych miejscowości, oskarżonej o zabójstwo swej nowo narodzonej córeczki. Kobieta przyznaje się do winy, ale twierdzi, że była wówczas w szoku.

19-latka, która w chwili zabójstwa była w maturalnej klasie jednego z kieleckich liceów, urodziła córkę w łazience w swoim domu. Udusiła dziecko, a zwłoki w reklamówce wyrzuciła kilometr od zabudowań.

Przed sądem oskarżona wyznała płacząc, że nie planowała morderstwa. Chciała zostawić dziecko w szpitalu, ale spodziewała się, że urodzi dopiero miesiąc później. Poród ją zaskoczył, nie wiedziała, co zrobić; była w szoku. W tym czasie jej matka była w pracy, a ojciec spał pijany. Twierdzi, że nie chciała zabić; chciała tylko, żeby noworodek przestał płakać.

Do tej pory się zastanawiam, jakby wyglądała moja córka, czy byłaby do mnie podobna. Ja sobie tego nigdy nie wybaczę. Bardzo tego żałuję, że nie powiedziałam o tej ciąży, że się z niej nie cieszyłam - powiedziała oskarżona, która ukrywała ciążę przed otoczeniem. Z wyjaśnień 19-latki wynika, że kilka dni po porodzie z powodu powikłań ginekologicznych musiała iść do lekarza. Powiedziała mu, że urodziła w szpitalu we Wrocławiu, a dziecko było martwe. Lekarz zażądał dokumentu; kiedy go nie dostarczyła, powiadomił policję.

Z zeznań młodej kobiety i przesłuchanych świadków - jej matki i ciotki - wynika, że była dobrą uczennicą, chciała iść na studia prawnicze. Wszyscy stawiali ją w rodzinie za wzór.

Za zabójstwo dziecko grozi nawet dożywocie.