"Spokojne, merytoryczne i rzeczowe" - tak o zakończonym posiedzeniu Rady Gabinetowej mówił na konferencji prasowej prezydent Lech Kaczyński. Polityka miłości przynosi efekty - dodawał na osobnej konferencji premier Donald Tusk. Rząd pod przewodnictwem głowy państwa obradował około dwóch godzin. Zapowiedziano już także kolejne posiedzenie Rady tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jego tematem będą kwestie budżetowe.

Głównym punktem obrad zakończonej Rady Gabinetowej było wprowadzenie w Polsce euro. Prezydent nie stał się nagle wielkim entuzjastą przyjęcia wspólnej europejskiej waluty, ale rządowym planom nie mówi zdecydowanego "nie". Co ważne, Lech Kaczyński nie stwierdził kategorycznie, że wprowadzenie euro 1 stycznia 2012 roku jest nierealne. Mam wątpliwości, ale musimy nad tym pracować - zastrzegł. Ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu udało się przekonać głowę państwa, że gdybyśmy podczas kryzysu gospodarczego byli bliżej strefy euro, a nie krajów z kłopotami jak Węgry, straty byłyby dużo mniejsze:

Prezydent zdaje się więc być większym zwolennikiem euro niż jego brat i PiS. Z przebiegu spotkania był wyraźnie zadowolony, chwalił również rząd za monitorowanie kryzysu i podejmowane decyzje. To była rozmowa bez punktów spornych - oświadczył.

Premier Donald Tusk podkreślał natomiast, że nareszcie udaje się budować wzajemne zaufanie pomiędzy nim i głową państwa:

Przed spotkaniem nie obeszło się jednak bez zgrzytu. Posiedzenie w Pałacu Prezydenckim opóźniło się o pół godziny z powodu pojawienia się na sali obrad prezesa NBP Sławomira Skrzypka i dwóch doradców ekonomicznych prezydenta. Na ich udział w posiedzeniu nie chciał się początkowo zgodzić Donald Tusk. Premier był obecnością doradców wyraźnie zaskoczony i na chwilę emocje wzięły górę, a w powietrzu zawisło ryzyko politycznej awantury. Prezydent poprosił więc szefa rządu do swojego gabinetu i tam wyjaśnili sytuację. Do ministrów powrócili około 25 minut później. Posiedzenie było kontynuowane z udziałem zarówno prezesa NBP, jak i prezydenckich doradców.

W „mapie drogowej” wchodzenia Polski do strefy euro, którą przedstawił dziś prezydentowi Donald Tusk, zapisano, że od 1 stycznia 2012 roku powinniśmy mieć w portfelach europejską walutę. Realizację planu podzielono na cztery techniczne etapy. Pierwszy z nich obejmie powołanie w listopadzie pełnomocnika, który będzie kierować pracami zespołów ekonomistów i prawników. Również w listopadzie powstaną międzyinstytucjonalne grupy robocze. Na pierwszy kwartał 2009 roku zaplanowano opracowanie narodowego planu wprowadzenia euro i powołanie narodowego komitetu koordynacyjnego ds. euro. W pierwszej połowie 2009 roku rozpoczną się negocjacje Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego z instytucjami UE ws. włączenia złotego do ERM2. W drugiej połowie 2009 roku ma zapaść decyzja w sprawie wyboru polskiego wizerunku monet euro. Na 2010 rok zaplanowano przygotowanie projektów aktów prawnych dotyczących wprowadzenia wspólnej waluty. W trzecim etapie przygotowań, a więc do końca 2011 roku, będą produkowane "polskie" monety euro. Ostatni etap rozpocznie się 1 stycznia 2012 roku od przystąpienia Polski do strefy euro, wprowadzenia banknotów i monet do obiegu oraz ustalenia okresu podwójnego obiegu złotego i euro.

W mapie nie pojawił się jednak zapis, kiedy powinna zostać zmieniona konstytucja. Wczoraj w tej sprawie od Jarosława Kaczyńskiego premier usłyszał „nie”. Dlatego Tusk liczy, że prezydent będzie bardziej otwarty na euro i wpłynie na PiS. Będziemy przekonywali dzisiaj pana prezydenta, by stał się patronem tego przedsięwzięcia, bo losy polskiej gospodarki będą rozgrywały się przecież nie w ciągu najbliższych kilku dni. W perspektywie strategicznej obecność w strefie euro będzie dla Polski zdecydowanie bardziej bezpieczna - mówił przed posiedzeniem premier.

W kwestiach merytorycznych prezydentowi i premierowi nie do końca udało się porozumieć. Wiadomo za to, że nie dojdzie do kolejnej kompromitacji polskiej delegacji na unijnym szczycie. Polskę reprezentować będzie jedna osoba, kto dokładnie? Nie sądzę, żeby było to przedmiotem sporu, raczej ustalenia - stwierdził Donald Tusk: