Strony uczestniczące w batalii o amerykańską prezydenturę mogą wziąć głęboki oddech. Sąd Najwyższy Florydy - zablokował planowane na dziś ogłoszenie wyników wyborów prezydenckich w tym stanie.

Wyniki z Florydy zadecydują kto po Billu Clintonie wprowadzi się do Białego Domu. Ogłoszenie wyników - będzie możliwe najwcześniej w poniedziałek, kiedy sąd wysłucha protestów i argumentów obu stron. Jaki będzie werdykt - na razie przewidujący są dziennikarze. Jak twierdzi dzisiejszy "The Washington Post" dość prawdopodobne jest, że sąd podzieli opinie sztabu Ala Gore'a. Dlatego, że po pierwsze wszyscy sędziowie byli mianowani przez demokratycznych gubernatorów Florydy. Po drugie wcześniejsze decyzje tego sądu podkreślały jak ważna jest obrona prawa wyborców do wyrażania swej woli nawet jeśli miałoby to stanąć w sprzeczności z niektórymi przepisami stanowego prawa wyborczego. Także decyzja zakazująca sekretarz Harris zatwierdzenia wyborów już dziś, którą sąd podjął z własnej inicjatywy, może wskazywać, że sędziowie nie chcieli dopuścić do sytuacji, w której musieliby unieważnić zatwierdzony wcześniej wynik wyborów. Problemem będzie fakt, że sędzia hrabstwa Leon Terry Lewis stwierdził we wczorajszym werdykcie, że sekretarz stanu decydując się nie akceptować wyników ręcznego przeliczania głosów nie naruszyła wydanego przez niego wcześniej orzeczenia. By wygrać sprawę prawnicy Gore'a muszą teraz przekonać Sąd Najwyższy, że Terry Lewis się mylił

A urzędujący prezydent...

A urzędujący prezydent USA Bill Clinton miał bezprecedensową okazję wystąpienia na żywo w telewizji wietnamskiej. Wczoraj transmitowano jego przemówienie do studentów Uniwersytetu Narodowego w Hanoi. Tłumacz symultaniczny, który większość przemówienia przełożył jasno i zrozumiale, popadł w tarapaty, kiedy Clinton doszedł do kwestii praw człowieka: "Zagwarantowanie prawa do praktyk religijnych i prawa do wyrażania odmiennych opinii politycznych nie zagraża stabilności społeczeństwa" -mówił Clinton. W wersji wietnamskiej zabrzmiało to: "Według naszego doświadczenia, kwestia zezwolenia na praktykowanie (przerwa), które nie dotyczy reżimu, ale żeby poprawić nasz reżim..." Tu kolejne zawahanie tłumacza.

Kiedy Clinton zaznaczył "...tylko do was należy decyzja, w jaki sposób wpleść swobody indywidualne i prawa człowieka w wietnamską tożsamość narodową...". Tłumacz zaczął zdecydowanie "tylko do was należy decyzja (kolejna przerwa) jak żyć z tą kwestią, hm (przerwa) w kwestii, że prawa człowieka w Wietnamie i w społeczeństwie, (przerwa) to podejmujecie decyzję samodzielnie...".

Wietnamczycy, którzy słuchali przemówienia Clintona, zgodnie potwierdzali, że słabe tłumaczenie uniemożliwiło zrozumienie wypowiedzi prezydenta na temat praw człowieka. Rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa USA P.J. Crowley potwierdził, że tłumacza wybrała i zaangażowała strona amerykańska i że nie ma mowy o próbie rozmyślnego wypaczenia słów prezydenta. Ambasada USA znalazła jeszcze jedno wyjaśnienie - tłumacz mówił dialektem południowowietnamskim, z którego zrozumieniem mogli mieć kłopoty ludzie z północy Wietnamu.

10:55