Premier Donald Tusk lecąc we wtorek do Brukseli nie skorzysta z rządowego samolotu, ale poleci zwykłym rejsowym lotem - informuje "Dziennik". Tusk chce w ten sposób pokazać, że tanie państwo będzie i że jego władza przywilejów nie lubi - pisze gazeta.

Jak zapewnia rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka, chodzi o to, aby było taniej. Czy rzeczywiście można coś zaoszczędzić? To prawda, że całkowity koszt lotu rządowym TU-154 M nie jest mały: 36 tys. 415 zł za godzinę lotu. Bilet na rejsowy samolot to wydatek znacznie mniejszy. Ale z premierem zwykle leci delegacja, biletów potrzeba więc kilka, kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt - zauważa "Dziennik".

Były premier Leszek Miller twierdzi, że na lotach zaoszczędzić się nie da, a rezygnacja z rządowego samolotu to tylko problemy. Na początku swojej kadencji Miller wyczarterował wraz z delegacją samolot do Londynu. Potem okazało się, że trzeba było zapłacić więcej, niż wyniósłby koszt lotu samolotu rządowego i prób zaprzestaliśmy - opowiada Miller.

Jak mówi z kolei rzecznik sił powietrznych podpułkownik Wiesław Grzegorzewski, za nieużywany rządowy samolot i tak trzeba płacić. Samoloty 36. Pułku i tak muszą wylatać zaplanowaną rocznie liczbę godzin - zrobić tzw. naloty - bez względu na to, czy VIP-y latają nimi, czy nie - mówi.