Punktualnie o godz. 6 rano w zakładach im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu zawyły syreny. 50 lat temu spod bramy Fabryki Pojazdów Szynowych wyruszył pochód robotników, który przemienił się w wielką, 100-tysięczną demonstrację, a następnie w zbrojne powstanie robotnicze.

Dziś rano ponad 100 osób złożyło kwiaty pod tablicą upamiętniającą robotników, którzy rozpoczęli wielki bunt 28 czerwca 1956 roku w Poznaniu.

Tutaj wszystko się zaczęło, zdesperowani robotnicy nie mogli już dłużej czekać. Oni kochali pracę, cenili i szanowali, a ich nikt nie szanował. Wyszli na ulice, by pokazać Polsce, że się w naszym kraju źle dzieje. Chwała Wam za to „Cegielszczacy”. Gdyby nie Wy, nie byłoby kolejnych zrywów wolności. Dzisiejszą wolność musimy szanować i propagować - mówi Aleksandra Banasiak, uczestniczka Powstania Poznańskiego Czerwca 1956 roku.

Właśnie m.in. ona wraz z koleżanką Aleksandrą Kozłowską-Siejek, 50 lat temu w szpitalu im. Raszei pracowały jako pielęgniarki. Wspominają, że placówka na czas powstania zamieniła się w szpital polowy. Z obiema kobietami o wydarzeniach poznańskich rozmawiał reporter RMF:

Najmłodszą ofiarą tamtych wydarzeń był 13-letni Romek Strzałkowski, który z ciekawości dołączył do protestującego tłumu. Po latach to właśnie on stał się symbolem Poznańskiego Czerwca – choć tak naprawdę nie wiadomo, kiedy i jak dokładnie zginął Romek. Posłuchaj:

Poranne uroczystości były początkiem dzisiejszych obchodów. W oficjalnej części udział wzięło - oprócz tysięcy poznaniaków - także pięciu prezydentów. Poznań przygotował się do rocznicy Czerwca 56 - na każdej kamienicy wisi co najmniej kilka biało-czerwonych flag, część firm i instytucji ogłosiło środę dniem wolnym od pracy, aby umożliwić poznaniakom udział w uroczystościach.

Według najnowszych badań Instytutu Pamięci Narodowej, w wyniku dwudniowych starć na ulicach Poznania zginęło co najmniej 58 osób, a kilkaset zostało rannych; około 700 aresztowano.

Jednak mimo 6 lat śledztwa w sprawie wypadków czerwcowych Instytut Pamięci Narodowej wciąż nikomu nie przedstawił zarzutów. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek to się uda. - Chodzi o to, by ludzie, którzy mają na rękach krew ludzi w Poznaniu, nie umierali w przekonaniu, że służyli dobrej sprawie - tłumaczą prowadzący śledztwo. Z dr Stanisławem Jankowiakiem z Instytutu i prokuratorem Mirosławem Sławetną rozmawiał reporter RMF: