Sprawcy ubiegłotygodniowego pożaru w gdańskim meczecie do wzniecenia ognia użyli zapalnika - ustalił reporter RMF FM w prokuraturze. Przed budynkiem podłożyli plastikowy pojemnik, w którym była łatwopalna ciecz. Wcześniej mówiło się o zwykłym podpaleniu drzwi świątyni.

Na miejscu znaleziono czasowy zapalnik, dzięki któremu sprawcom udało się zainicjować pożar.

Prokuratorzy nie wykluczają, że podpalacze, jeśli zostaną schwytani, mogą usłyszeć o wiele poważniejsze zarzuty niż na początku sądzono – w tym możliwy jest nawet zarzut terroryzmu.

Śledczy zabezpieczyli monitoring, na którym widać dziwnie zachowujących się młodych ludzi. Nie zarejestrowano jednak samego momentu podłożenia pojemnika.

Prokuratorzy podejrzewają - o czym się zresztą mówiło wcześniej - organizacje ekologiczne, a także obrońców zwierząt. Najbardziej prawdopodobną wersją śledczych jest odwet za ubój rytualny.  

Jak powiedział RMF FM jeden z prokuratorów, na miejscu zabezpieczono materiał biologiczny najprawdopodobniej należący do jednego ze sprawców - co może znacznie ułatwić jego identyfikację w momencie złapania.

Do pożaru doszło w ubiegłym tygodniu. Uszkodzone zostały drzwi boczne, elewacja budynku i elementy wyposażenia. 

Cały meczet trzeba wyczyścić, pomalować w środku, dym dotarł wszędzie, gdzie mógł - mówił w ubiegłym tygodniu Hani Hraish, imam Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Gdańsku.

Hani Hraish wiązał pożar świątyni z wcześniejszym incydentem w czasie muzułmańskiego Święta Ofiarowania w Bohonikach na Podlasiu. Tamtejsi muzułmanie chcieli przeprowadzić z tej okazji ubój rytualny. Próbowali to uniemożliwić obrońcy praw zwierząt. Ostatecznie, jak poinformował mufti Tomasz Miśkiewicz, w Bohonikach doszło do rytualnego uboju jednego baranka.

(mpw)