Było o krok od tragedii. Na jednej ze stacji paliw w Warszawie spłonął samochód. Pojazd stał tuż obok dystrybutorów.

Do pożaru doszło w nocy ok. godz. 2.30. Palące się auto wypatrzyli strażnicy miejscy, która akurat jechali  w pobliżu.

Palił się samochód. Wielkie płomienie wydobywały się z tylnej części pozbawionego tablic rejestracyjnych opla. Obejmowały już środek pojazdu. Najgorsze, że auto stało na stacji benzynowej. Od dystrybutorów z paliwem dzieliły je zaledwie 2-3 metry, a od kamienic po drugiej stronie ulicy nie więcej niż 15 metrów - relacjonuje inspektor Jerzy Jabraszko z referatu prasowego Straży Miejskiej m.st. Warszawy.

Strażnicy wezwali na miejsce straż pożarną, a sami z bagażnika radiowozu wyjęli gaśnicę i zaczęli gasić ogień.

Mała gaśnica szybko się jednak wyczerpała. Funkcjonariusze zauważyli przy budynku stacji paliw dużą gaśnicę przemysłową i z niej skorzystali. Nie tylko gasili płomienie, ale też próbowali chłodzić zbiornik paliwa, by nie doszło do wybuchu. Po zużyciu jednej gaśnicy strażnicy zobaczyli wewnątrz auta iskrzące się i tlące przewody. Na szczęście na stacji była jeszcze jedna przemysłowa gaśnica. I również jej użyli funkcjonariusze przed przyjazdem straży - przekazał inspektor Jerzy Jabraszko.

Po chwili na miejsce przyjechała straż pożarna.

W związku z tym incydentem zatrzymano dwóch mężczyzn. Ich obecność na stacji tuż przed pożarem zarejestrowały kamery monitoringu.