Lesław Abramowicz, były szef Narodowego Funduszu Zdrowia, wraca do gry. Tym razem nie do Warszawy, i nie do NFZ-u. Abramowicz został dyrektorem w krakowskim Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.

Ekonomista, który uzdrowi Narodowy Fundusz Zdrowia i jego finanse - tak powołanie Lesława Abramowicza na szefa NFZ-u, zachwalał na początku roku minister Jerzy Hausner. Ale po kilku miesiącach Abramowicz już nie pracował w Funduszu.

Oficjalnie odszedł na własne życzenie. Tłumaczył się wówczas sprawami rodzinnymi i złym stanem zdrowia. Nie było jednak tajemnicą, że po prostu nie radzi sobie ze sprawowaniem tej funkcji. Dowodem na to były chociażby liczne wypowiedzi ministra Marka Balickiego wskazujące brak kompetencji Abramowicza: Sprawozdanie za rok 2003 nie zostało przyjęte w terminie(...), w terminie ustawowym nie został przyjęty plan finansowy Funduszu (...)

Jednak Abramowicz – jak sam przyznał w rozmowie z reporterem RMF – na miesiąc przed odejściem w sprawie nowej, ewentualnej pracy rozmawiał z szefową krakowskiego ZUS-u. Pracę zaproponowała mi pani prezes Wiktorow jeszcze miesiąc przed rezygnacją, odchodząc wiedziałem, że mogę być w ZUS-ie w Krakowie.

Czy tym razem praca na dyrektorskim stanowisku nie będzie zbyt stresująca dla schorowanego Abramowicza? Tu jest zupełnie inny charakter pracy niż w NFZ - tłumaczy. Tam wymagała zaangażowania 10-12 godzin mniej pracy na miarę moich możliwości.

Dodajmy, że Lesław Abramowicz to przyjaciel wicepremiera Jerzego Hausnera, jego kolega ze studiów. Na stanowisku szefa krakowskiego ZUS-u zarabia 8 tys. miesięcznie.