3,5 tys. kilometrów miesięcznie - taki limit na podróże samochodowe mają posłowie. Co ważne, z wykorzystywania limitów tłumaczyć się nie muszą. To dużo bardziej komfortowa sytuacja niż ta, w jakiej pracują kierowcy karetek. Porównaliśmy wydatki samochodowe obu grup. Przypomnijmy, że kierowcy karetek są skrupulatnie rozliczani, a za przekroczenie limitów płacą z własnej kieszeni.

Każdy z przejechanych przez posła kilometrów wart jest 83 grosze. To oznacza, że z pieniędzy przeznaczonych na prowadzenie biura poselskiego na podróże każdego miesiąca parlamentarzysta może wydać 2,9 tys. złotych.

Okazuje się jednak, że Kancelaria Sejmu w ogóle nie weryfikuje, czy poseł rzeczywiście pokonał 3,5 tys. kilometrów albo czy nie korzystał z przyznanego limitu do celów prywatnych.

Jak sprawdził reporter RMF FM Mariusz Piekarski, posłowie nie przedstawiają żadnych faktur za paliwo ani szczegółowych rozliczeń przejechanych kilometrów. Parlamentarzysta jedynie oświadcza w specjalnym formularzu, ile kilometrów w danym miesiącu przejechał, sprawując mandat. To wszystko.

Jest to jedyna pozycja, która nie jest dokumentowana fakturą albo rachunkiem - przyznaje Marek Dąbrowski, dyrektor biura obsługi posłów. Co więcej - jak dodaje - przejechane kilometry można sumować z kilku samochodów. Mogą to być auta posła, samochody, które są w rodzinie albo samochody w jakiś sposób użyczone przez kogoś - wylicza.

Przyznaje też, nie ma możliwości sprawdzania posła, czy przyznany limit wykorzystał, by dojechać do Sejmu albo na spotkanie z wyborcami, a nie wożąc dzieci do szkoły, a żonę do pracy. Weryfikatorem jest tu... zaufanie.

Wg Kancelarii Sejmu takie rozwiązanie jest lepsze, bo lepiej przyznać posłom limit - 3,5 tys. km - niż płacić za wszystkie przedstawiane rachunki za paliwo.

Posłowie: Przyznany limit, to za mało

Zresztą sami posłowie "uczciwie" przyznają, że rozdzielenie wyjazdów służbowych od prywatnych nie jest możliwe. W rozmowie z naszym dziennikarzem, żalą się, że limit jest za mały i oni muszą dopłacać do funkcji, którą sprawują.

Jestem średnio dwa razy w miesiącu swoim samochodem w Warszawie. Proszę sobie policzyć, ile tych kilometrów się nabija. (...) Byłem dużo w terenie. (...) Województwo jest duże, a ja sporo jeżdżę - mówią Mariuszowi Piekarskiemu Monika Wielichowska z PO, Tomasz Latos z PiS i Sławomir Neumann z PO.

Okazuje się, że jest zaledwie kilkunastu posłów, który nie korzystali z samochodowego limitu w ogóle.

Kierowcy karetek muszą płacić za przekroczone limity

Szkoda, że zaufanie nie może być weryfikatorem w przypadku kierowców pogotowia ratunkowego. Od początku grudnia informujemy Was, że 25 kierowców krakowskiego pogotowia ratunkowego zostało obciążonych za tzw. "przepały". Muszą z własnej kieszeni zapłacić za to, że przekroczyli limit zużycia paliwa w karetkach, którymi wyjeżdżają, żeby ratować życie pacjentów.

Normy dla karetki pogotowia przewidują spalanie na poziomie 14-15 litrów na 100 km. Kierowcy zużywali natomiast średnio 17-18 litrów. Kierowcy zostali obciążeni kwotami od 30 do aż 200 złotych. Warto podkreślić, że wszyscy obciążeni kierowcy zapewniają, że zwiększone zużycie jest związane z wykonywaniem przez nich obowiązków służbowych, czyli z ratowaniem ludzkiego życia. Dlaczego w ich przypadku nie da się zastosować zasady zaufania, która w przypadku posłów działa podobno tak dobrze? Będziemy dalej szukać odpowiedzi na to pytanie.

Oto zestawienie limitów, form rozliczeń i celu wyjazdu posłów oraz kierowców karetek.

POSŁOWIE KIEROWCY KARETEK POGOTOWIA
Przyznany limit 3,5 tys. kilometrów 14-15 litrów na 100 km
Weryfikacja limitu brak specjalny program komputerowy
Kara brak za "przepały" muszą płacić z własnej kieszeni
Cel wygodne podróże służbowe (w praktyce także wyjazdy na zakupy) ratowanie ludzkiego życia