Dlaczego posada w zarządzie Totalizatora Sportowego to taki łakomy kąsek? Z podsłuchanych rozmów w aferze hazardowej wynika, że urzędnicy resortu sportu szykowali na to miejsce córkę śląskiego biznesmena Ryszarda Sobiesiaka, zaangażowanego w lobbowanie na rzecz właścicieli salonów z automatami do gry. W ostatniej chwili wycofano się z tego pomysłu. Prawdopodobnie z powodu przecieku o akcji CBA.

Reporter RMF FM próbował wysnuć hipotezę, dlaczego lobbyście mogło tak bardzo zależeć na posadzie dla swej latorośli.

Właściciele lokali z jednorękimi bandytami nie chcą dopłat od swoich urządzeń. Z kolei Totalizator Sportowy chce takich samych zasad dla wszystkich. Zawsze staliśmy na stanowisku, że (...) albo dopłaty dla wszystkich, albo zupełny brak dopłat - przyznaje Piotr Gawron, rzecznik TS. Zaufany człowiek branży automatów w zarządzie Totalizatora Sportowego byłby więc nie do przecenienia. Okazuje się bowiem, że Komitet Stały Rady Ministrów, procedując w maju zmiany w spornej ustawie, posiłkował się opinią przedstawioną przez ministra skarbu, przygotowaną de facto przez TS. Była to opinia sporządzona przez Totalizator Sportowy. My jako ministerstwo skarbu własnych uwag nie wnosiliśmy - przyznaje Maciej Wiewiór, rzecznik resortu.

Jak widać przedstawiciele branży jednorękich bandytów próbowali załatwić korzystne dla siebie przepisy wszystkimi możliwymi sposobami. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Pawła Świądra: