"Ponad sześć godzin czekamy na badanie u lekarza" - skarżą się rodzice pacjentów warszawskiego Szpitala Dziecięcego przy Niekłańskiej. Powód to trwający szczyt zachorowań wśród dzieci. W całym szpitalu jest 255 łóżek. Zajęte są wszystkie. Na korytarzach czekają tłumy pacjentów. "Trwa szczyt sezonu zachorowań, a nasz szpital cieszy się dużym powodzeniem" - tłumaczą lekarze.

"Ponad sześć godzin czekamy na badanie u lekarza" - skarżą się rodzice pacjentów warszawskiego Szpitala Dziecięcego przy Niekłańskiej. Powód to trwający szczyt zachorowań wśród dzieci. W całym szpitalu jest 255 łóżek. Zajęte są wszystkie. Na korytarzach czekają tłumy pacjentów. "Trwa szczyt sezonu zachorowań, a nasz szpital cieszy się dużym powodzeniem" - tłumaczą lekarze.
Tłum w szpitalu /Michał Dobrołowicz /RMF FM

W pediatrii jest sezonowość zachorowań. W tym roku mamy taki sezon, że zachorowań jest dużo. Jeśli jest taka konieczność, przyjmujemy do szpitala wszystkie dzieci - wyjaśnia w rozmowie z RMF FM Ewa Gadomska, zastępca dyrektora do spraw pielęgniarstwa w Szpitalu przy Niekłańskiej. Taka sytuacja może potrwać do marca, bo zwykle wtedy kończy się szczyt sezonu zachorowań na zapalenie płuc i inne infekcje wirusowe - dodaje.

W szpitalnych salach pojawiają się dodatkowe łóżka. Zajęte są też często salki służące wcześniej jako sale zabaw. Szpital chce uniknąć sytuacji, w której łóżka będą stawiane na korytarzach. Chcemy, żeby dzieci były umieszczane w takich miejscach, żeby zachowana była ich intymność - tłumaczy Ewa Gadomska.

Żeby dostać się do lekarza, trzeba wziąć wolne w pracy na cały dzień. W poczekalni widziałam już dzisiaj na pewno ponad sto osób. Jeszcze gorzej jest, gdy ktoś chce się umówić na wizytę lekarską lub badania telefonicznie - skarżą się czekający na szpitalnych korytarzach rodzice. Musimy czekać, nie mamy innego wyjścia - dodają.

(mn)