Za 16 dni wszyscy kandydaci w wyborach prezydenckich muszą przedstawić listy ze stu tysiącami podpisów. Określenie tego tempa przymiotnikiem ekspresowe to mało, tym bardziej, że dwie partie nie mają kandydatów. Trudno więc mówić o zbieraniu podpisów.

W SLD trwa dyskusja nad zaletami i wadami Ryszarda Kalisza. Te pierwsze to bardzo rozpoznawalne nazwisko i sympatia, którą budzi poseł, te drugie to brak odpowiedzi na pytanie czy sympatyczny acz mało poważny Kalisz to polityk formatu prezydenckiego. Tu pojawiają się spore wątpliwości.

Ogromne wątpliwości i rozterki przeżywają również politycy PIS-u, którzy nie znają odpowiedzi na trzy kluczowe pytanie. Po pierwsze, czy Jarosław Kaczyński jest gotów do walki, po drugie czy ta walka nie skończyłaby się klęską, wreszcie po trzecie, kto jeśli nie Jarosław Kaczyński. Tu pojawia się niewygodne dla obecnego kierownictwa partii nazwisko Zbigniewa Ziobry. Dyskutowanie nad innymi kandydaturami typu Zbigniew Romaszewski czy Michał Kleiber to trudna kwestia, bo to postaci określane w żargonie politycznym jako niewybieralne.

Dziś PSL zdecyduje, czy jego kandydatem będzie Waldemar Pawlak.

Oczywiście wszyscy kandydaci za którymi stoją ogromne partyjne machiny, czyli PO, PiS, SLD a nawet PSL nie powinni mieć żadnych kłopotów z uzbieraniem 100 tysięcy podpisów nawet w tak krótkim czasie.

Kłopot może mieć Andrzej Olechowski popierany jedynie przez bardzo słabą formację, czyli Stronnictwo Demokratyczne.

Inny problem niż zbieranie podpisów ma w tej chwili Bronisław Komorowski, którego postawa po tragedii budzi wątpliwości nawet w jego własnej partii. Brak charyzmy i nijakość - to główne zarzuty. Przez moment kierownictwo Platformy zastanawiało się nawet nad ewentualną zmianą kandydata. Były próby przekonywania Jerzego Buzka. Ten jednak odmówił.