Niemcy i Włosi nie zamrażają zarodków. W Danii nie zrefundują zabiegu 40-latce. W Polsce o in vitro wiadomo tylko jedno: nie jest zabronione - akcentuje "Gazeta Wyborcza".

Co naprawdę dzieje się przy zabiegach, nikt nie wie. Nie wystarczy więc decyzja - refundować czy nie. Musi istnieć system pozwoleń na wykonywanie zabiegów in vitro, to powinna być normalna procedura medyczna, która podlega kontroli. Inaczej nie zapobiegniemy kryminalnym zachowaniom - ostrzega prof. Waldemar Kuczyński, przewodniczący sekcji płodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.

W Polsce nie ma żadnych przepisów, które by regulowały in vitro. Dopuszczalności i standardów zabiegu nie określają przepisy - po prostu nie jest zabroniony, więc jest wykonywany.

Zabieg kosztuje nawet 12 tys. zł. Pacjentki są zdeterminowane, często po wielu latach starań o dziecko. A pułapek jest wiele: czy uda się wyhodować i pobrać zdrowe, gotowe do zapłodnienia jajeczka? Doprowadzić do ich zapłodnienia i rozwinięcia się zdrowych zarodków? Czy ciążę uda się donosić?

Żeby zapewnić pacjentce i sobie ten sukces, lekarze starają się wyhodować jak najwięcej jajeczek (w normalnym cyklu organizm kobiety produkuje jedno, po podaniu odpowiedniej dawki hormonów - nawet kilkanaście). Później, ryzykując ciążę mnogą, umieszczają kilka zarodków w macicy, żeby zwiększyć szansę na przeżycie choć jednego. Pozostałe zarodki mrożą do następnej próby, o ile ona nastąpi.

Ekstremalne przeciążenie organizmu kobiety hormonami może nawet zagrażać jej życiu. Mnogie ciąże też nie są pożądane: grożą powikłania, wcześniaki trzeba leczyć - mówi Kuczyński. W USA jest jeszcze gorzej. W macicy umieszcza się maksymalnie dużo zarodków, a przy ciąży mnogiej powyżej trzeciego płodu dokonuje się aborcji. Do tego może dojść i u nas, jeśli nie wprowadzimy prawnych ograniczeń - zaznacza.

Kuczyński zapewnia, że w swoim ośrodku wprowadził system kontroli: maksymalnie sześć zapłodnionych jajeczek oraz dwa, a najlepiej jedno umieszczane w macicy. To samo zalecamy jako PTG innym klinikom. Ale nie możemy tego nakazać. Nie wiemy nawet, co się przy in vitro naprawdę dzieje - mówi.

Tymczasem kwitnie turystyka in vitro. Do Szczecina zjeżdżają pacjentki z Niemiec i Danii, do Warszawy - Niemki, Turczynki, Wietnamki, Włoszki, również pacjentki z USA. Decyduje koszt - w Niemczech jest dwa, a w USA trzy razy drożej. Ale też warunki. Skuteczność in vitro w Niemczech to tylko 14 proc. We Włoszech też skuteczność spadła, od kiedy dozwolono przygotowanie maksymalnie trzech zarodków i zabroniono ich mrożenia - mówi "Gazecie Wyborczej" prof. Kuczyński.