"Akcja ratownicza na Filipinach nie została zakończona. Prośbę o nasz przyjazd zgłosili eksperci, którzy już pracują na miejscu" - mówi Tomasz Czyż, który jako ekspert Komisji Europejskiej leci na Filipiny koordynować pomoc z krajów UE. W zeszły piątek Filipiny spustoszył tajfunu Haiyan, który pochłonął ok. 3,6 tys. ofiar. W wyniku kataklizmu ucierpiało ponad 12 mln ludzi, z których ponad 900 tys. musiało opuścić swoje domy.

Tomasz Skory: Czy to nie jest za późno? Koordynator teraz?

kpt Tomasz Czyż:
Nie. Nie obawiam się tego, że jadę za późno. Szkoda, że nie wcześniej. Natomiast to oznacza, że akcja ratownicza nie została na Filipinach zakończona. Prośbę o nasz przyjazd zgłosili eksperci, którzy już pracują na miejscu. Oznacza to, że ogrom tamtych zniszczeń, potrzeb oraz rąk do pracy jest większy, dlatego poprosili o wsparcie kilku kolegów - i dlatego jedziemy im pomóc. Uważam, że jest to bardzo zasadne.

Co pan tam będzie dokładnie robił na miejscu?

Koordynował pomoc ratowniczą. Ta, która jest na miejscu i pomoc humanitarną, która będzie przybywała na miejsce na Filipinach.

To jest zadanie w gruncie rzeczy logistyczne prawda, a nie ratunkowe?


Jest to akcja cały czas ratownicza, ale jest to również pomoc humanitarna, czyli akcja ratownicza. Mamy koordynować akcją ratowniczą, ale również koordynować pomoc humanitarną. Ta, która będzie przybywała do Filipin.

Ilu jest takich jak pan koordynatorów?

Obecnie na Filipinach jest ich ośmiu. Po dojeździe na Filipiny mamy skontaktować się z dowódcą tej ekipy, która jest już na miejscu. Mamy docelowe miejsce i tam prawdopodobnie będziemy w piątkę sami pracować, czyli będą, jak gdyby takie dwa oddziały. Ale czegoś więcej na pewno dowiemy się jutro w Brukseli.

Jakie są wasze kompetencje, tak wstępnie oceniając. Czy możecie, na przykład zadysponować to, co będzie potrzebne?

My nie możemy zadysponować. Nasze kompetencje ograniczają się do tego, że możemy poprosić poprzez centrum pomocy ratowniczej i humanitarnej w Brukseli. Poprosić o pomoc innych grup ratowniczych. Oni za pośrednictwem kanałów łączności do państw członkowskich wysyłają taką prośbę. Państwa, albo deklarują pomoc albo nie. Natomiast nic nie możemy. To nie jest na zasadzie, jak w wojsku, że każemy i to ma być wykonane. Jedno, co możemy bardzo dokładnie zrobić na miejscu, to znaleźć odbiorców na pomoc humanitarną, czyli przyjeżdża woda, wyżywienie, namioty i my musimy znaleźć odpowiednich odbiorców.

To nie jest pańska pierwsza misja związana z niesieniem pomocy po klęskach żywiołowych. Gdzie pan wcześniej był?


W 2005 roku byłem w Pakistanie po trzęsieniu ziemi. W 2010 roku po trzęsieniu ziemi na Haiti. W 2011 roku po bardzo dużej powodzi w Pakistanie w Islamabadzie i Karaczi. No i teraz na Filipinach.