Zamiast pół tysiąca stanowisk w europejskiej dyplomacji, jedno wysokie stanowisko dla ministra ds. europejskich. Donald Tusk potwierdził informacje korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon, że rząd zabiega o ważną funkcję dla Mikołaja Dowgielewicza. Miałby on objąć stanowisko zastępcy sekretarza generalnego szefowej dyplomacji Catherine Asthon.

Powiem otwarcie. Jeżeli by się okazało, że trzeba wykorzystać autorytet, a jest on naprawdę duży, Mikołaja Dowgielewicza, bo dzięki niemu uzyskamy jakiś wielki sukces, to bym się nie wahał ani chwili - stwierdził szef polskiego rządu. A gdyby się okazało, że inne rozwiązanie personalne będzie bardziej opłacalne dla Polski i UE, to będzie inne- zastrzegł.

Czy kwoty można jeszcze uratować? Do tej pory jedynie limity narodowe sprawdziły się jako gwarancja odpowiedniej reprezentatywności. Tam, gdzie nie ma kwot (np. w Parlamencie Europejskim), w strukturach urzędniczych praktycznie nie ma Polaków. Jedynie tam, gdzie ustanowione są limity (np. w Komisji Europejskiej), naszych rodaków jest proporcjonalnie - więcej. Stanowisko u boku Asthon jest ważne, ale nadal trzeba walczyć o stanowiska dla polskich urzędników. Nawet najbardziej doświadczony w sprawach europejskich polityk nie wciągnie do europejskiej służby dyplomatycznej tylu Polaków, ilu zapewniłaby nam narodowa kwota.

Zgodnie z decyzją unijnego szczytu z października 2008 roku w skład liczącej kilka tysięcy pracowników Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych wejdą osoby rekrutowane z trzech źródeł: sekretariatu generalnego Rady UE, Komisji Europejskiej oraz dyplomacji wysłani z państw członkowskich. Po jednej trzeciej z każdego ze źródeł. Jednak w KE i Radzie UE wciąż pracuje znaczniej mniej osób z nowych krajów Unii. Więcej na ten temat przeczytasz w blogu Katarzyny Szymańskiej-Borginon.

Według danych z lutego w Dyrekcji Generalnej ds. Zewnętrznych KE pracuje zaledwie 25 Polaków na 662 zatrudnionych, zaś na ponad 1000 pracowników w reprezentacjach KE na świecie przypada zaledwie 11 Polaków. Dlatego nowe kraje, w tym Polska, martwią się, że nie będą wystarczająco reprezentowane w unijnym korpusie dyplomatycznym.

Choć Parlament Europejski ma tylko prawo do opinii w sprawie kształtu ESDZ, to może utrudnić jej powołanie dzięki swym uprawnieniom budżetowym, na równi z rządami Unii.