Trzeba szybko zakończyć wojnę na Kaukazie, a na sporny teren wprowadzić wojska rozjemcze, a nie rosyjskie tak zwane siły pokojowe - przewiduje plan polskiej ofensywy dyplomatycznej. Dziś wysłannik Lecha Kaczyńskiego spotka się w Tbilisi z prezydentem Gruzji Michaiłem Saakaszwilim.

Polski plan zakłada silne naciski na Unię Europejską i NATO, by te nie ograniczały się jedynie do niewiele znaczących słów potępienia. Chodzi o to, by cały świat zachodni postawił sprawę na ostrzu noża - albo Rosja kończy wojnę, albo przestanie być traktowana jako odpowiedzialny partner. Ponadto na Rosję mogłyby spaść sankcje, np. wizowe.

W pierwszych godzinach konfliktu wydawało się, że polska ofensywa dyplomatyczna ma minimalne szanse powodzenia. Albo europejscy przywódcy w ogóle nie reagowali, albo to, co mówili, mroziło krew w żyłach - niemiecki wiceminister spraw zagranicznych powiedział na przykład, że Gruzja sama sobie jest winna i nie ma się co dziwić Rosji. Potem jednak - trudno powiedzieć w jakim stopniu pod wpływem Polski, ale na pewno przy naszych wysiłkach - ten unijny ton zaczął się zmieniać. Także Amerykanie sięgnęli po twardszą retorykę, a do Tbilisi wyruszył - w imieniu Unii Europejskiej - szef francuskiej dyplomacji.

Dzisiejsze spotkanie w Tbilisi to kolejny punkt ofensywy dyplomatycznej polskiego prezydenta na Kaukazie. Przypomnijmy. Wczoraj Kaczyński przedstawił przez telefon plan działania na rzecz rozwiązania konfliktu w Gruzji prezydentowi Francji. Wcześniej rozmawiał na ten sam temat z prezydentem Ukrainy. A w piątek Kaczyński przedstawił ostrą deklarację potępiającą działania Rosji - podpisaną wspólnie z prezydentami Litwy, Łotwy i Estonii.

Dlaczego Polska angażuje się po stronie Gruzji?

Gruzja jest dla Polski nadzieją na energetyczne bezpieczeństwo. Co prawda, ta kaukaska republika nie ma złóż ropy czy gazu, ale leży na szlaku prowadzącym z ropo- i gazonośnego Azerbejdżanu. Gruzja stabilna, spokojna, niezależna od Rosji, budująca i chroniąca rurociągi znad morza Kaspijskiego to było polskie marzenie – marzenie, które jak się wydaje, na naszych oczach wali się w gruzy.