Chwile grozy przeżyła rodzina z Polski, mieszkająca teraz w Berlinie. W regionalnym niemieckim pociągu pani Monika i pan Tomasz z sześcioletnim synem zostali zaatakowani przez trzech podchmielonych młodych mężczyzn. O sprawie pisze "Fakt".

Pani Monika jest kierowniczką hotelu, a jej mąż pracuje jako mechanik. Mają syna Filipa (6 l.) i córkę Patrycję (11 l.). Pochodzą z Polski, mieszkają w Berlinie. Regularnie jednak przyjeżdżają do Kostrzyna nad Odrą. Kiedy w ostatnią sobotę wracali do domu, zostali zaatakowani - czytamy w "Fakcie".

Tabloid przybliża okoliczności zdarzenia. Zaczęło się od tego, że mężczyźni głośno przeklinali po polsku. Pan Tomasz spokojnie poprosił, by tego nie robili przy dziecku. To jednak tylko rozjuszyło podchmielonych, pijących piwo mężczyzn. Rzucili się na Polaka z pięściami.

Zaczęli go bić i kopać - wspomina w rozmowie z gazetą pani Monika. Jej mąż został raniony w oko. Oberwało się też pani Monice, która próbowała pomóc mężowi, ma ogromnego siniaka na ręce. Na to, jak atakowani są jego rodzice, musiał patrzeć sześcioletni Filip. Był przerażony. Staramy się zapomnieć o tym, co nas spotkało - mówi jego mama.

"Fakt" pisze, że po napadzie rodzina trafiła do berlińskiego szpitala na obserwację. Na szczęście wszyscy już są w domu. Pan Tomasz, mimo obrażeń, wrócił już też do pracy, bo musi utrzymać rodzinę. Obsługa pociągu, widząc co się dzieje, natychmiast zawiadomiła policję. Ta jednak nie zdołała zatrzymać napastników, którzy uciekli na najbliższej stacji. Trwa analiza nagrań z monitoringu, które mogą pomóc ustalić, kim są bandyci.