"Interwencja służb porządkowych była zgoda z procedurami i podyktowana wyłącznie chęcią zapewnienia bezpieczeństwa." Tak polska ambasada w Rzymie komentuje incydent z udziałem prezesa rzymskiej gminy żydowskiej Riccardo Pacificiego podczas uroczystości 70. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau.

Jak podały włoskie media, we wtorek na terenie obozu został zatrzymany prezes rzymskiej gminy żydowskiej Riccardo Pacifici wraz ze swym rzecznikiem i ekipą włoskiej telewizji. Miało do tego dojść po tym, gdy ekipa TV po nagraniu materiału - na co, jak zapewnia, miała zgodę - usiłowała wydostać się z obozu przez okno w kasach i drzwi połączone z alarmem.

Według relacji mediów Włosi, zatrzymani najpierw przez ochronę muzeum, a potem przez policję, długo czekali na pomoc, a potem na tłumacza; miało to trwać kilka godzin. Pacifici wyraził oburzenie, tym co się stało, i zapowiedział złożenie skargi na bezprawne jego zdaniem zatrzymanie.

Włoska agencja informacyjna Ansa podała, że w sprawie zatrzymanych Włochów interweniowało MSZ i włoska ambasada w Warszawie.

Rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski powiedział, że do zatrzymania nie doszło. Z naszych ustaleń wynika, że te osoby miały na terenie muzeum transmisję telewizyjną. Mieli zgodę dyrekcji muzeum na pobyt do godz. 23.30, potem mieli być wypuszczeni na parking. Po zakończeniu transmisji - jak wynika z ich wyjaśnień - nie widzieli w pobliżu strażników i nie wiedzieli, jak wyjść z muzeum. A ponieważ było zimno, przez otwarte okno weszli do jednego z budynków. To uruchomiło alarm, a ochrona muzeum - zgodnie z procedurami - wezwała policję - relacjonował rzecznik. Jak dodał, zgłoszenie pracowników ochrony dotyczyło podejrzenia popełnienia przestępstwa - kradzieży z włamaniem.

Zastrzegł, że policjanci, widząc, iż chodzi o Włochów, skontaktowali się z konsulatem. Dodał, że ponieważ funkcjonariusze zostali wezwani, musieli przesłuchać i ekipę, i ochronę.

Ze względu na niską temperaturę, po konsultacjach z konsulatem, zaproponowano tym osobom przesłuchanie w jednostce policji. Zgodzili się na to. Na tym czynności się zakończyły, bo według naszego wstępnego rozpoznania w tej sprawie nie doszło do złamania prawa - powiedział Sokołowski.

(pj)