​Amerykanie zgadzają się, by polscy śledczy dołączyli do grupy ekspertów z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu USA, którzy badają przyczyny zatonięcia statku El Faro - dowiedział się nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski. Śledczy ze Stanów Zjednoczonych czekają, aż do Waszyngtonu, do siedziby Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, dotrą oficjalne dokumenty od naszych śledczych, w których poproszą o to, by mogli uczestniczyć w pracach amerykańskiej komisji.

​Amerykanie zgadzają się, by polscy śledczy dołączyli do grupy ekspertów z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu USA, którzy badają przyczyny zatonięcia statku El Faro - dowiedział się nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski. Śledczy ze Stanów Zjednoczonych czekają, aż do Waszyngtonu, do siedziby Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, dotrą oficjalne dokumenty od naszych śledczych, w których poproszą o to, by mogli uczestniczyć w pracach amerykańskiej komisji.
Amerykanie zgadzają się, by polscy śledczy dołączyli do grupy ekspertów z NTSB /US COAST GUARD / HANDOUT /PAP/EPA

W sprawie odbyły się już nieoficjalne rozmowy. Jak zapewniono naszego korespondenta, nie ma żadnych przeszkód, by przedstawiciele Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich dołączyli do śledczych z NTSB, którzy pracują w tej chwili na Florydzie. W siedzibie armatora przeglądają wszystkie dokumenty dotyczące statku, ale przede wszystkim liczą na to, że uda się namierzyć sygnał z czarnych skrzynek jednostki, która zatonęła. Wówczas odzyskane dane dałyby pełny obraz tego, co działo się w ostatnich chwilach tego rejsu.

Straż Przybrzeżna USA wciąż patroluje rejon, w którym doszło do katastrofy. Pojawia się jednak coraz więcej opinii, że to kapitan mógł nieumyślnie doprowadzić do wypadku.

Wiadomo, że El Faro, który zatonął podczas huraganu, zmierzał przy pełnej prędkości prosto w sam środek żywiołu. Według wielu marynarzy, tragedii można było uniknąć, gdyby El Faro nie wyruszył w rejs, bo znane były prognozy pogody lub schronił się w najbliższym porcie, gdy poinformowano, że burza tropikalna przybiera na sile i przekształca się w huragan.

Do tego wszystkiego doszły jeszcze problemy techniczne. Z dostępnych danych wynika, że jednostka znajdowała się na wodach sztormowych zanim pojawiły się problemy z silnikami. El Faro stracił komunikację ze Strażą Przybrzeżną po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc. Na ratunek już wówczas było za późno.

Kontenerowiec El Faro wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września, mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - wówczas jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. Statek o długości 240 metrów był obciążony kontenerami i samochodami. Żaden z członków 33 osobowej załogi nie został uratowany. Była to najtragiczniejsza katastrofa statku płynącego pod banderą USA od ponad 30 lat.

(abs)