W kampani wyborczej często pojawiały się "smakowite" zwroty językowe. Politycy, używając sprytnych formuł, starali się zwrócić na siebie jak największą uwagę. Czy im się to udało? W Faktach RMF sprawdzamy, jaką rolę ogrywają „językowe smaczki”.

Nie jesteśmy w stanie zrozumieć wszystkiego, dlatego takie proste schematy, choć redukują rzeczywistość, pozwalają nam jakkolwiek ją opanować - mówi Marek Kochan, znawca języka polityki.

Znawcy takie schematy nazywają formułami. Zwroty te niosą za sobą pewne przesłanie emocjonalne i mają w 2-3 słowach zawrzeć o wiele szerszą treść. Np. Platforma Obywatelska zamiast mówić „Prawo i Sprawiedliwość” uparcie powtarzała zwrot „partia braci Kaczyńskich", a Donalda Tuska nazywała „prezydentem Tuskiem”.

Formuły są starą jak świat bronią polityków. Zasada ich użycia jest prosta: im częściej, tym lepiej, ponieważ powtórzone wiele razy uproszczenie staje się pewnego rodzaju prawdą.

Zwroty te mogą być jednak szkodliwe, gdy polityk używa ich do znudzenia. Mogą także narazić na drwiny, gdy np. „premier z Krakowa” wcale nie zostaje premierem, a w Krakowie dostaje dwa razy gorszy wynik od kandydata na ministra.

Zawiłościom języka polityków przyglądał się Konrad Piasecki. Posłuchaj: