Bohaterka seksskandalu w opolskiej policji skarży się na swoją komendę. Naczelniczka Wydziału Komunikacji Społecznej została zawieszona po ujawnieniu nagrania jej intymnej rozmowy z ówczesnym komendantem wojewódzkim Leszkiem Marcem. Teraz policjantka skarży się, że podczas prowadzonego postępowania dyscyplinarnego uniemożliwia jej się korzystanie z przysługujących jej praw.

Zobacz również:

  • „Komendant z Opola dobrze pracował. Jedno wydarzenie nie może przekreślać jego zasług” - mówi Komendant Główny Policji Marek Działoszyński o sprawie seksafery z Opola. Podwładna komendanta - kobieta, której pikantną rozmowę z szefem ujawniły media, może pozostać w służbie, ale „straciła prawo do piastowania zajmowanego do tej pory stanowiska” – dodaje Działoszyński. Komendant Główny tłumaczy w Kontrwywiadzie RMF FM, w jaki sposób doszło do nagrania rozmowy funkcjonariuszy z Opola. „To było przypadkowe włączenie sprzętu do telekonferencji na biurku komendanta” - wyjaśnia. więcej

Skarga trafiła do p.o. komendanta wojewódzkiego policji w Opolu insp. Jana Lacha. Przekazano ją również do wiadomości pełnomocnika ministra spraw wewnętrznych ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn w służbach mundurowych, Rzecznika Praw Obywatelskich, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Centrum Praw Kobiet i Fundacji Feminoteka.

W skardze policjantka domaga się równego traktowania w toczącym się postępowaniu. Informuję, że w trakcie prowadzonego postępowania dyscyplinarnego rzecznik dyscyplinarny poprzez nierówne stosowanie zasad doręczeń korespondencji działa w sposób nieobiektywny i jednostronny, przez co wywiera na mnie presję w prowadzonym postępowaniu dyscyplinarnym. Powyższe powoduje, że czuję się dyskryminowana i ograniczane są moje prawa - napisała.

Naczelniczka twierdzi też, że pod jej domem pojawiają się oznakowane radiowozy i umundurowani policjanci. Parkują na jej posesji po kilkadziesiąt minut i wypytują o nią sąsiadów. Kobieta odbiera to jako "jednoznaczne demonstrowanie przewagi sił i wywieranie presji".

Rzecznik prasowy opolskiej policji Piotr Pogoda potwierdził, że dokument wpłynął do wydziału kontroli. Na rozpatrzenie skargi mamy 30 dni i w tym terminie zostanie ona rozpoznana - dodał.

Po wybuchu afery policjantkę zawieszono na trzy miesiące, obniżono jej pensję o połowę i wszczęto postępowanie dyscyplinarne, dotyczące naruszenia zasad etyki zawodowej. Drugi bohater opolskiego skandalu - generał Leszek Marzec - uniknął postępowania dyscyplinarnego. Po ujawnieniu kompromitującego nagrania przeszedł na emeryturę. Teraz będzie otrzymywał co miesiąc ponad 10 tysięcy złotych, dostał również ponad 80 tysięcy złotych odprawy.

Okoliczności i warunki, na jakich Marzec pożegnał się ze służbą, wywołały wiele kontrowersji. Według Fundacji Feminoteka, w sprawie zastosowano podwójne standardy - inne konsekwencje służbowe spotkały policjanta, a inne policjantkę. Również rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz z urzędu podjęła sprawę zastosowania wobec funkcjonariuszki konsekwencji służbowych.

W Kontrwywiadzie RMF FM sytuację skomentował komendant główny policji Marek Działoszyński. To są 34 lata pracy tego człowieka w różnych sytuacjach. Dobrze pracował. Jednym takim zdarzeniem nie można przekreślić tego dorobku. Natomiast on nie odszedł w chwale. To jest chyba największa kara dla funkcjonariusza publicznego na tak eksponowanym stanowisku - odejście w takich okolicznościach - podkreślił.

Pytany zaś przez Konrada Piaseckiego, czy zawieszona policjantka straciła moralny mandat do pracy w policji, odpowiedział: Nie, do pracy w policji nie, natomiast z pewnością do piastowania funkcji Naczelnika Wydziału Komunikacji.