Sąd w Zielonej Górze uniewinnił policjanta, który trzy lata temu śmiertelnie potrącił kibica Falubazu. Funkcjonariusz jechał na interwencję nieoznakowanym radiowozem. Było to po fecie z okazji zdobycia mistrzostw Polski przez zielonogórską drużynę żużlową. Po śmierci 23-latka na ulicach miasta wybuchły zamieszki.

Policjant, który trzy lata temu kierując radiowozem śmiertelnie potrącił kibica żużlowego Falubazu, został uniewinniony. Sąd przyznał rację obronie uznając, że policjant nie mógł zauważyć kibica, który wtargnął na jezdnię. To było poza przejściem dla pieszych, kibic był pijany, a do tego zasłaniała go taksówka.

Prokurator uznał te argumenty, ale ocenił, że radiowóz jechał za szybko i dlatego częściowa wina spoczywa na policjancie - dlatego chciał dla niego pół roku więzienia w zawieszeniu. Sądu jednak nie przekonał.

Wyrok nie jest prawomocny. W ustnym jego uzasadnieniu sędzia mówiła, iż postępowanie dowodowe wykazało, że kibic był jedyną osobą, która ponosiła odpowiedzialność za wypadek.

Doszło do niego w nocy z 2 na 3 października 2011 r, kiedy fani zielonogórskiej drużyny żużlowej świętowali zdobycie tytułu mistrza Polski. Po tym jak rozeszła się wieść o śmierci młodego człowieka w Zielonej Górze doszło do starć kilkuset kibiców z policją. Rzucano w funkcjonariuszy kamieniami i wyrywanymi z chodników kostkami brukowymi. Uszkodzone zostały nie tylko radiowozy, ale także inne auta; wybijano witryny sklepów, zdemolowana została stacja benzynowa i przystanki autobusowe. Rannych zostało 16 funkcjonariuszy. Zarzuty związane z udziałem w tych zamieszkach przedstawiono kilkudziesięciu osobom. Większość z nich przyznała się do winy i dobrowolnie poddała karze. Najczęściej sąd orzekał wobec nich kary więzienia w zawieszeniu i grzywny.

Sprawę wypadku badała Prokuratura Rejonowa w Świebodzinie. Akt oskarżenia przeciw policjantowi trafił do sądu latem 2012 r. Trzy miesiące później rozpoczęła się rozprawa przed Sądem Rejonowym w Zielonej Górze.

Prokuratura ustaliła, że przyczyną wypadku było postępowanie pieszego, który przebiegając przez jezdnię w miejscu niedozwolonym nienależycie obserwował pas drogi i innych uczestników ruchu, czym rażąco naruszył zasady bezpieczeństwa obowiązujące w ruchu drogowym, a ponadto był nietrzeźwy (w chwili wypadku miał 2,78 promila alkoholu w organizmie). Według prokuratury policjant jednak także nie był bez winy - usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

W mowie końcowej prokurator mówił, że do wypadku przyczynił się zarówno pokrzywdzony, jak i kierowca policyjnego samochodu, gdyż miał techniczne możliwości, aby przy odpowiedniej koncentracji i zachowaniu zasad bezpieczeństwa podjąć manewr gwałtownego hamowania i uniknąć potrącenia. Oskarżyciel wniósł do sądu o wymierzenie policjantowi kary pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Obrońca oskarżonego wnioskował o uniewinnienie funkcjonariusza, gdyż w jego ocenie nie miał on żadnych szans na uniknięcie uderzenia w mężczyznę, który nagle wbiegł na jezdnię zza innych pojazdów. W swym wystąpieniu adwokat podkreślił, że taką wersję przekazała większość świadków. Dodał, że oskarżony policjant zdarzenie odbiera jako wielką tragedię.

Zgodnie z przedstawionym zarzutem, funkcjonariuszowi policji groziło od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Oskarżony służy w policji od ośmiu lat. Po wypadku przez kilka miesięcy był na zwolnieniu lekarskim, był także pod opieką psychologa. Potem wrócił do służby.

(j.)