Warszawski policjant miał przekazywać informacje z policyjnych baz danych detektywowi, z którego usług korzystał biznesmen Marek Falenta. Funkcjonariusz usłyszał zarzut przysporzenia korzyści - dowiedział się reporter RMF FM. Chodzi o śledztwo dotyczące przekraczania uprawnień przez funkcjonariuszy, w którym w zeszłym tygodniu zatrzymano biznesmena, jego detektywa i lekarza.

Według śledczych do detektywa trafiły dane między innymi z Krajowego Systemu Informacji Policji. KSIP, to centralny zbiór, w którym odnotowywane są informacje o osobach rozpracowywanych przez policjantów, o podejrzanych, poszukiwanych bądź usiłujących ukryć swą tożsamość. Na ich podstawie można się dowiedzieć, czy funkcjonariusze prowadzą jakieś działania wobec konkretnych osób - także przed wszczęciem śledztwa. Chociażby, czy ktoś jest podsłuchiwany. Na na razie nie wiadomo, czy sam Marek Falenta z nich korzystał. 

Przypomnijmy, że biznesmena znanego z afery taśmowej zatrzymano, bo prokuratura podejrzewa, że zapłacił 500 złotych za fikcyjne zaświadczenie lekarskie. Przedstawił je w białostockiej prokuraturze, co miało usprawiedliwić niestawienie się na wezwanie śledczych.

Afera taśmowa: Stenogramy ABW przeczą wersji Falenty

Marek Falenta jest jednym z bohaterów tzw. afery taśmowej. Śledztwo w sprawie podsłuchania od lipca 2013 roku w dwóch warszawskich restauracjach - kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych - prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa - Praga.

Zarzuty w tym śledztwie usłyszeli biznesmeni: Marek Falenta i Krzysztof Rybka oraz Łukasz N. i Konrad L. - pracownicy restauracji. Zarzuty dotyczą współudziału w nieuprawnionym zakładaniu i posługiwaniu się urządzeniem nagrywającym oraz ujawnieniu utrwalonych rozmów innym osobom. Grozi za to do 2 lat więzienia. Falenta nie przyznał się do tych zarzutów i zapewniał, że jest niewinny.

Część nielegalnie podsłuchanych rozmów została opisana w 2013 r. w tygodniku "Wprost".

(mal)