Gdańska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie policjanta, który w czasie pościgu śmiertelnie postrzelił złodzieja. Śledczy doszli do wniosku, że funkcjonariusz miał podstawy do użycia broni i dochował wszelkich procedur.

W październiku ubiegłego roku policja zastawiła na jednym z gdańskich osiedli pułapkę na złodziei samochodów. Poruszający się skradzionym autem dwaj przestępcy próbowali staranować samochód policyjny, po czym rzucili się pieszo do ucieczki. Jeden z nich w trakcie pościgu został śmiertelnie postrzelony przez funkcjonariusza.

Jak poinformował Cezary Szostak, szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa, która badała sprawę użycia broni przez policjanta, śledczy doszli do wniosku, że funkcjonariusz, który oddał strzały, miał prawo obawiać się o swoje życie.

Policjant miał prawo obawiać się o swoje życie

Wyjaśnił, że w pewnym momencie ścigany mężczyzna zatrzymał się, odwrócił w stronę funkcjonariusza krzycząc do niego obraźliwe słowa i wykonał ruch, jakby sięgał rękoma pod kurtkę, po czym wyciągnął przed siebie obie dłonie w geście przypominającym mierzenie z broni. W tym momencie funkcjonariusz kilkakrotnie strzelił do mężczyzny.

Po zakończeniu akcji okazało się, że mężczyzna nie był uzbrojony. Cała sytuacja przebiegała jednak bardzo dynamicznie. Policjant miał prawo sądzić, że mężczyzna chce mu zrobić krzywdę - poinformował prokurator.

Szostak zaznaczył, że przed oddaniem strzałów do uciekającego - w trakcie pościgu, funkcjonariusz kilkakrotnie wzywał ściganego do zatrzymania się i oddał dwa strzały ostrzegawcze w powietrze. Funkcjonariusz zachował wszelkie procedury wymagane przez przepisy regulujące użycie broni palnej - zaznaczył.

Jak dodał policjant, który strzelał do przestępcy, miał prawo obawiać się o swoje życie również dlatego, że był jednym z dwóch funkcjonariuszy, którzy znajdowali się w aucie staranowanym przez złodziei. Po zakończeniu akcji obaj funkcjonariusze trafili do szpitala - na skutek uderzenia w ich auto, obaj doznali obrażeń głowy, kręgosłupa i kończyn.