W ręce funkcjonariuszy z Kolna na Podlasiu trafiła fiolka z nieznaną substancją. To ona mogła być przyczyną zatrucia kilkudziesięciu uczniów i nauczycieli z tamtejszego liceum. Fiolkę znalazł w swojej kurtce jeden z uczniów.

Chłopak twierdzi, że ktoś podrzucił mu fiolkę w szatni. Kiedy policjanci rozmawiali z uczniami podeszła do nich matka jednego z nich. Przekazała fiolkę z płynem i powiedziała, że ją znalazł - usłyszał reporter RMF FM. Zabezpieczona fiolka trafiła do laboratorium kryminalistycznego w Białymstoku, gdzie zostanie zbadana.

Liceum w Kolnie na Podlasiu, w którym we wtorek pojawiła się nieznana substancja będzie na razie zamknięte. W środę na pewno nie będzie tam lekcji. Do szpitala, z objawami zatrucia trafiło ponad 40 osób. Ani strażacy, ani policjanci nie chcą na razie spekulować, co wydarzyło się w budynku. Początkowo pojawiały się doniesienia, że substancja mogła się wydostać z rozszczelnionych instalacji. Mogła też zostać przez kogoś rozpylona.

Prawdopodobnie drażniący zapach rozprzestrzeniał się z pierwszego piętra budynku po całej szkole. We wstępnym badaniu specjalistyczny sprzęt wykluczył najbardziej niebezpieczne dla zdrowia substancje.

Niestety pierwsze próby identyfikacji nie pozwoliły nam na ustalenie, co to jest. Katalog substancji, które posiadamy w przyrządach porównawczych, jest ograniczony. Z jeden strony nie wiemy, z czym mamy do czynienia, z drugiej strony wykluczyliśmy bardzo duży szereg niebezpiecznych substancji - bo jeżeli czegoś nie wykrywamy, to na pewno tego nie ma - tłumaczył Marcin Janowski z podlaskiej straży pożarnej. Podkreślił, że stan osób, które trafiły do szpitala, w żaden sposób się nie pogarsza, co oznacza, że nie miały one do czynienia z jakąś silnie toksyczną substancją.

Osoby, które trafiły do szpitala, mają objawy typowego zatrucia: bóle i zawroty głowy, oraz wymioty. Na szczęście stan żadnej z nich nie jest określany jako ciężki.

Otworzyliśmy drzwi, bo chcieliśmy zrobić przeciąg. Okazało się, że ten zapach dochodzi z korytarza. Zaczęły się omdlenia, zasłabnięcia. Ale już czuję się lepiej. Myśleliśmy, że we wtorek nas wypiszą ze szpitala, ale niestety nie.
Na początku śmialiśmy się, ale kiedy zaczęły zjeżdżać się karetki dotarło do nas, że jest coraz gorzej
- usłyszał reporter RMF FM Piotr Bułakowski od poszkodowanych licealistów.

We wtorek strażacy i policjanci pracowali w szkole przez kilka godzin. Teren wokół budynku został ogrodzony. Do budynku nie można wchodzić.

Osobie, która rozpyliła nieznaną substancję grozi do trzech lat więzienia.