Groźna, bo nie ma na nią lekarstwa. Przerażająca, bo można nią zarazić się właściwie wszędzie. I wreszcie niecodzienna, bo nie było jej na Podhalu od kilkunastu lat. Wścieklizna. Trudno się dziwić, że wielu mieszkańców jest przerażonych.

Wściekliznę wykryto u kota, którego znaleziono pod mostem w Knurowie koło Nowego Targu. Stamtąd trafił na kilka dni do przytuliska w Zakopanem. Wreszcie do Krakowa i tam zdechł.

Po zbadaniu okazało się, że był chory. Służby weterynaryjne i sanitarne natychmiast zaczęły działać. Ukazały sie odpowiednie rozporządzenia, wyznaczono teren zagrożony wścieklizną. Osoby, które miały kontakt z zarażonym kotem, zostały wysłane na szczepienia. Inne koty, które znalazły się w tym samym przytulisku, są obserwowane.

Mimo to wielu ludzi się boi. Tatrzańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zawiesiło przyjmowanie bezdomnych zwierząt. Zakopiańscy weterynarze nie przyjmują psów i kotów niewiadomego pochodzenia. Lokalne media niemal codziennie donoszą o nowych ogniskach wścieklizny. Weterynarze uspokajają: na razie ognisko jest jedno i zarażone zwierzę też jedno.