"Tu jest wspaniale, cicho, nie ma bomb" - mówią uchodźcy z Donbasu, którzy od wtorku aklimatyzują się na Warmii i Mazurach. Blisko 200 osób pochodzenia polskiego ewakuowanych z ogarniętej wojną wschodniej Ukrainy trafiło do dwóch ośrodków wypoczynkowych położonych nad jeziorem Łańskim w Warmińsko-Mazurskiem.

Puszcza Napiwodzko-Ramucka, która przed laty gościła zagranicznych dygnitarzy - m.in. Leonida Breżniewa i Fidela Castro, którzy przybywali do znajdującego się tam rządowego ośrodka - dzisiaj jest pierwszym polskim domem dla uchodźców z Ukrainy. Większość osób została zakwaterowana w Rybakach. Do ich dyspozycji są dwa budynki hotelowe, boiska, kuchnia, kąpielisko, a przede wszystkim piękna okolica. Tutaj jest spokojnie, można troszeczkę odpocząć, bardzo ładna przyroda, a przede wszystkim nie słychać bomb i rakiet, człowiek czuje się bezpiecznie - mówi reporterowi RMF FM Piotrowi Bułakowskiemu 34-letni Andrzej z Doniecka.

W pierwszej kolejności będą załatwiane sprawy prawno-formalne. Uchodźcy nie muszą wyjeżdżać do Olsztyna, wszystko załatwią na miejscu w ośrodku. Pierwszy etap adaptacyjny to również nauka języka polskiego. Nie wszyscy znają go na tyle dobrze, żeby móc podjąć pracę. Oprócz tego goście z Ukrainy przez sześć najbliższych miesięcy mają poznać nasz system prawny, dowiedzą się też jak poruszać się po urzędach. Te sześć miesięcy to dla blisko dwustu osób nowy start. Start, który może być jednak szybszy.

Nasi goście nie muszą tutaj przebywać przez sześć miesięcy. Nie ma takiego obowiązku, to zależy tylko od tego, na ile będą oni gotowi, żeby wyjechać i podjąć pracę. Mając szczegółowe informacje o ich oczekiwaniach, będziemy szukali pomocy w poszczególnych samorządach wojewódzkich, wśród sponsorów, firm. Wiemy, że są już pierwsze zgłoszenia. Jeżeli jednak będzie taka potrzeba, to w Rybakach każdy będzie mógł zostać nawet ponad pół roku. Sprawą studentów ukraińskich zajmować będzie się ministerstwo edukacji - wyjaśnia minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska.

Na pewno od razu zacznę szukać pracy - mówi naszemu reporterowi Mikołaj z Donbasu. Jego brat Anton również nie chce być długo na czyimś utrzymaniu. Na Ukrainie pracowałem w wykończeniówce, myślę, że szybko znajdę pracę. Do Polski przyleciały osoby z różnym wykształceniem i zawodem - od pracowników fizycznych po lekarzy i prawników. Mam dyplom magistra prawa, mogłam mieć w Doniecku dobrą pracę, ale przy obecnej, strasznej władzy tam, nie mam szans na zatrudnienie. Nie mieliśmy innego wyboru. Tam w głowie mieliśmy tylko schrony i ucieczkę przed bombami - mówi kobieta w średnim wieku z Doniecka, która nie chce ujawniać swojego imienia i nazwiska.

Nie dla wszystkich decyzja o opuszczeniu Donbasu była łatwa. W jednej chwili musiałem zostawić mieszkanie, samochód, pracę - mówi Andrzej. Spakowaliśmy się tylko w 30-kilogramowe walizki, i każdy wziął to, co było pod ręką. Głównie rzeczy dla dzieci. Według mieszkańców Doniecka, zostało tam jeszcze nawet tysiąc osób, które chciałyby przyjechać do Polski, ale nie mogą. Nie wszystkich stać na wyrobienie międzynarodowego paszportu. Tam cały czas jest wojna, nie ma pieniędzy - mówi Anton. Część uchodźców musiała zostawić swoje rodziny.

Czego potrzeba teraz uchodźcom? Przede wszystkim podstawowych środków czystości, bo tego najmniej zabrali w walizkach. Do Caritasu Archidiecezji Warmińskiej zgłaszają się już darczyńcy, którzy są gotowi ofiarować pomoc.

(bs)