Śledztwo ws. nieprawidłowości w urzędzie skarbowym na warszawskiej Pradze zostanie wznowione. To uboczny skutek głośnej próby samospalenia Andrzeja Ż. przed kancelarią premiera - informuje "Gazeta Wyborcza".

Mężczyzna przez lata próbował zainteresować polityków domniemanymi przekrętami. Prokuratorzy skontrolowali akta umorzonej w marcu sprawy i zdecydowali się wznowić śledztwo.

Chodzi o to, by zbadać to jeszcze wnikliwiej i by pan Ż. miał pełne przekonanie, że nikt zgłoszonej przez niego sprawy nie bagatelizuje - mówi osoba znająca przebieg śledztwa. Andrzej Ż. był cenionym pracownikiem Centralnego Biura Śledczego, gdzie trafił po studiach prawniczych. Odszedł z CBŚ po 19 latach służby w lutym 2006 roku, zaczął pracować w urzędzie skarbowym w Warszawie.

W nowej pracy doszedł do wniosku, że jego przełożeni próbują tuszować przestępstwa skarbowe. Od maja 2008 roku wysyłał do Ministerstwa Finansów informacje o rzekomych nieprawidłowościach w urzędzie. We wrześniu, po kontroli, która niczego nie wykazała, nie przedłużono z nim umowy o pracę. Wiadomo, że Andrzej Ż. miał problemy osobiste - trudną sytuację i problemy zdrowotne. Po odejściu ze skarbówki zatrudnił się jako ochroniarz w supermarkecie. W listach do premiera sugerował, że bierze pod uwagę samobójstwo.

Julia Pitera w Kontrwywiadzie RMF FM przyznała, że pamięta sprawę Andrzeja Ż.: Absolutnie. Każdą sprawę tego typu oczywiście się pamięta. Opis był oczywiście poważny, natomiast problem polega na tym, że nie było informacji o złożonym zawiadomieniu na prokuraturę i jaka była reakcja prokuratury. Tam jest prokuratura wspomniana, ale bez szczegółów. Na początku w ogóle nic nie pisał o swoich długach. Ta sprawa długów wyszła dopiero później, już na końcu - stwierdziła Pitera.