Platforma nie chce już zmieniać ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Takie pomysły pojawiły się w ostatnich dniach, po wydaniu ksiązki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Czy ta rejterada to reakcja na groźby PiS, który zapowiadał, że nie pozwoli, by podnoszono rękę na IPN?

Groźba gigantycznej kłótni z PiS-em i prezydentem na pewno nie był Platformie w smak. Jednak o tym, że partia Tuska zrezygnowała z pomysłu karcenia IPN, zdecydowało także wiele innych czynników. Przede wszystkim politycy PO nie za bardzo wiedzieli, w jaki sposób zmienić ustawę.

Odbieranie Instytutowi Pamięci Narodowej archiwów czy zmiana składu kolegium to ruchy, których skuteczność jest co najmniej kontrowersyjna. Z kolei odwoływanie prezesa czy wręcz likwidacja Instytutu to działania tak radykalne, że nawet wrzenie po książce o Wałęsie nie wprawiło polityków PO w nastrój, w którym zdobyliby się na ich przeprowadzenie.

Nad rozprawą z IPN-em wisiało jeszcze widmo sporów wewnętrznych. O ile tacy politycy jak Stefan Niesiołowski parli do bezpośredniego zwarcia i rozdawania razów, to np. Jarosław Gowin czy Andrzej Czuma byli im zdecydowanie przeciwni.