W szpitalach pozostają nadal trzy osoby spośród 38 poszkodowanych w wyniku nawałnicy, która w weekend zniszczyła obóz namiotowy w Suszku. Pod opieką szpitalną psychiatrów pozostaje też mama jednej z ofiar śmiertelnych nawałnicy.

Koordynujący kwestie związane z ratownictwem medycznym w województwie pomorskim Wiktor Panfiłowicz poinformował, że poszkodowani przebywają w szpitalach w Bydgoszczy, Słupsku i Gdańsku.

Panfiłowicz dodał, że z ostatnich rokowań lekarzy wynika, że cała trójka bezpośrednio poszkodowanych powinna zostać wypisana do domów w ciągu najbliższych dni.

Wyjaśnił, że w szpitalu w Starogardzie Gdańskim pod opieką psychiatrów pozostaje też mama jednej ze śmiertelnych ofiar nawałnicy.

W sumie w sobotę pod opiekę dziewięciu różnych szpitali w Pomorskiem i poza województwem (chodzi m.in. o placówki w Więcborku, Bydgoszczy i Pile) trafiło 38 harcerzy z obozu w Suszku, w tym 36 dzieci w wieku od 12 do 15 lat oraz dwie osoby dorosłe - opiekunowie. Pacjenci byli sukcesywnie wypisywani.

Większość z poszkodowanych harcerzy doznała niegroźnych obrażeń - potłuczeń czy otarć skóry. Odnotowano też drobne złamania - np. palca. Obrażenia dwójki harcerzy oceniono jako poważniejsze. W przypadku jednej z ciężej poszkodowanych osób doszło m.in. do urazu kręgosłupa (osoba ta nadal przebywa w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku), a w drugim przypadku - do złamania kości podudzia (pacjent przebywa w szpitalu w Słupsku).

W obozie w Suszku brało udział 130 harcerzy z łódzkiego okręgu ZHR. Opiekę nad nimi sprawowało ośmiu wychowawców. W nocy z piątku na sobotę - w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, które przeszły nad Pomorzem - obóz został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa. W wyniku nawałnicy zginęły dwie harcerki w wieku 13 i 14 lat: obie zostały przygniecione przez powalone wiatrem drzewa.

(mal)