Zamiast sąsiedzkich dobrych stosunków płot i niezgoda. Mieszkańcy trzech bloków przy ul. Przyjaźni 2,4 i 6 w Będzinie są oburzeni, bo sąsiednia spółdzielnia mieszkaniowa „Wspólnota” stawia tuż przed wyjściem z ich klatek schodowych metalowe ogrodzenie. Wspólnota nie chce, by ktoś spoza jej członków korzystał z jej placu parkingowego. Problem w tym, że płot bardzo utrudnia życie sąsiadom.

Prostszym rozwiązaniem byłoby wbić 5 słupków zaporowych, postawić bramkę wjazdową i zostawić resztę po staremu . Ruch pieszy odbywałby się normalnie  - mówi jeden z oburzonych mieszkańców. Inny podkreśla, że płot został postawiony tak niefortunnie, że ludzie nie mają możliwości wyjścia z klatki schodowej.  Nie mamy chodnika. Jesteśmy zamknięci jak w klatce! - denerwuje się.  Mieszkańcy mogą jedynie przejść na drugą stronę bloku , ale tam mają do pokonania schody i skarpę. Dla osób z dziećmi w  wózkach to duży  problem. 

Bloki przy ul. Przyjaźni 2,4 i 6 należą do trzech wspólnot mieszkaniowych, którymi administruje miasto. Dlaczego sąsiednia spółdzielnia mieszkaniowa "Wspólnota" odgradza się od nich płotem? "Wspólnota" jest właścicielem placu , na którym jest parking i nie chce, by korzystał z niego ktoś spoza jej członków. Już wiele miesięcy temu zaproponowała sąsiadom, że wydzierżawi im pas ziemi, by mogli  swobodnie wychodzić ze swoich bloków. Koszty tej dzierżawy to około 230 złotych rocznie dla każdej z trzech wspólnot. Zgody jednak nie było, więc ostatecznie spółdzielnia postanowiła całkowicie odgrodzić swój teren. Szansa na porozumienie jest, ale płot nie zniknie. Jak  podkreśla prezes "Wspólnoty" Jolanta Zaczkowska wszystko zależy od mieszkańców bloków przy ul. Przyjaźni 2,4 i 6. Płot może być przesunięty, jeżeli sąsiedzi ponieśliby koszty przełożenia tego ogrodzenia  tak, by  udostępnić im pas ziemi. Musieliby też ponosić te 230 złotych rocznie obciążeń podatkowych i wieczystego użytkowania - wyjaśnia Zaczkowska. Prezes czeka na decyzje sąsiadów.