To jest kwestia przyzwoitości a nie regulaminu, czy poruszać się samochodem służbowym czy nie - tak Donald Tusk skomentował sytuację opisaną przez „Super Express”. Kilku członków rządu, w tym Julia Pitera, pojechało służbowymi limuzynami na prywatne przyjęcie imieninowe posła Platformy Obywatelskiej Andrzeja Halickiego.

Zdaję sobie sprawę, że to w przypadku niektórych ministrów, np. odpowiedzialnych za korupcję, fakt krępujący. Zwrócę im na to kategorycznie uwagę - stwierdził Tusk.

Bo było po drodze do domu - tak Julia Pitera tłumaczyła się ze swojego zachowania. Autorka raportu o wykorzystywaniu publicznych pieniędzy do prywatnych celów nie czuje jednak, że sama w tym przypadku stała się twórcą i tworzywem. Myślę, że jeżeli to przewinienie ma dyskwalifikować całe moje funkcjonowanie, to chciałabym, żeby tego przewinienia mieli również politycy, którzy są opisywani w prasie. Myślę, że Polska byłaby cudownym krajem - stwierdziła.

Minister ds. walki z korupcją tłumaczyła, że podjechała na imprezę służbowym autem z kierowcą, bo miała po prostu po drodze z pracy do domu. Miałam do wyboru. Albo wrócić do domu, wziąć prywatny samochód i pojechać, albo wpaść na pół godziny, żeby dać koledze prezent - powiedziała. Po drodze i pół godziny… Przypomnijmy, że tropiąc nadużycia poprzedniej władzy, Pitera wytknęła jednemu z ministrów rybę w galarecie za kilka złotych.

Skrupułów w wykorzystaniu służbowych aut nie mieli też m.in. wicepremier Grzegorz Schetyna i szef gabinetu premiera Sławomir Nowak.