Tomasz Skory: 18 zabitych, kilkudziesięciu rannych, to jest efekt dzisiejszego zamachu palestyńskiego samobójcy, który samochodem wyładowanym materiałami wybuchowymi uderzył w autobus pod Hajfą. Domyśla się pan, jaka będzie reakcja Izraela na ten atak?

Piotr Paziński: Pewnie można się spodziewać odwetu. Pytanie, tylko gdzie. W Dżeninie skąd pochodzili akurat ci terroryści? Czy może większej operacji w strefie Gazy, która była, tak naprawdę, zapowiadana jakiś czas temu? Akcja była wstrzymywana przez kilka tygodni, kiedy trwały tam negocjacje, żeby tę wojnę jakoś zatrzymać. Natomiast teraz pewnie zostanie to wykorzystane jako pretekst do wejścia do Gazy.

Tomasz Skory: Jak dotąd izraelska armia wkroczyła do Dżeninu, podobnie jak wcześniej do centrum Hebronu, gdzie pewnie będzie kontynuować akcję wyłapywania terrorystów. Co się stanie, gdy wkroczy do Strefy Gazy?

Piotr Paziński: Będzie to samo, co było w Dżenienie, w Ramallah czy w Nablusie, to znaczy izraelscy żołnierze będą starali się wyłapać jak największą liczbę terrorystów z Hamasu, Dżihadu i innych organizacji. Niewątpliwie będzie przy tym cierpieć ludność cywilna. Przy takiej operacji nie da się uniknąć ofiar wśród ludności cywilnej, mimo że wcześniej Izraelczycy starali się to robić z taką chirurgiczną precyzją, to znaczy wyłapywać samych terrorystów i jak najmniej niszczyć. No nie zawsze się to udawało, a w Dżenienie to się za bardzo nie udawało.

Tomasz Skory: Terroryści palestyńscy w Strefie Gazy mogą stawiać większy opór niż ci zatrzymywani w miastach zajmowanych do tej pory.

Piotr Paziński: To znaczy, że i wojna będzie ostrzejsza.

Tomasz Skory: Regularna wojna?

Piotr Paziński: Tak.

Tomasz Skory: Za każdym razem, kiedy dochodzi do zamachu Izrael obciąża przywódcę palestyńskiego Jasera Arafata. Pan myśli, że Arafat to Dżihad i jej brygady w Jerozolimie, czyli organizacja, która się przyznała do tego zamachu?

Piotr Paziński: To jest pytanie, na które starają się odpowiedzieć wszyscy komentatorzy bliskowschodni i tu są - jak zwykle - dwie możliwe odpowiedzi. Pierwsza z nich: Arafat nie kontroluje, nie jest w stanie, nie panuje nad własnym narodem, a zwłaszcza nad organizacjami, które w gruncie rzeczy stoją w opozycji wobec niego. No a druga jest taka: że on świetnie wie, co się dzieje. Izraelczycy odnajdywali na przykład dokumenty, w których Arafat polecał płacić odszkodowania rodzinom zamachowców, to znaczy, jeśli nawet nie wiedział o zamachach wcześniej, to zgadzał się na nie i jakoś nagradzał tych ludzi, którzy ich dokonali. Tak czy inaczej Arafat jest zdecydowany popierać te formy walki.

Tomasz Skory: Ale jeszcze wczoraj szef CIA George Tenet w rozmowie z Jaserem Arafatem mówił, że kolejne zamachy sprawią, że Stany Zjednoczone nie będą już interweniować w tej sprawie, że zostawią Arielowi Szaronowi wolną rękę w akcjach odwetowych. Myśli pan, że zamach mógł być zaakceptowany przez Arafata? Mimo takiej wypowiedzi?

Piotr Paziński: Nie wiem, czy była akceptacja Arafata, być może któraś z tych organizacji postanowiła zrobić Arafatowi na złość. Pamiętajmy, że Palestyńczycy nie są zjednoczeni. Są bardzo głęboko podzieleni. Organizacji są tam dziesiątki. Taki Dżihad prowadzi wojnę zarówno z Izraelem, jak i z samym Arafatem, uważając, że jakakolwiek forma negocjacji z Izraelem jest już zdradą sprawy palestyńskiej. Nie wykluczone więc, że Dżihad podjął decyzję, że należy zaatakować, żeby pokazać, że Arafat jest słaby. Z drugiej strony Amerykanie wielokrotnie tracili już cierpliwość do Arafata i zawsze potem mówili jednak, że trzeba mu dać szansę. Oni się boją ostatecznego chaosu, a wykluczenie Arafata z gry może oznaczać pogrążenie się Autonomii Palestyńskiej, a więc całego regionu, w kompletnym chaosie.

Tomasz Skory: Jeśli rzeczywiście Arafat byłby nieudolnym, przywódcą, niekontrolującym swojego narodu, czy jest ktoś, kto byłby dla niego alternatywą, ktoś kto byłby wiarygodny i dla Izraela, i dla Stanów Zjednoczonych? Czy ktoś może zastąpić Arafata?

Piotr Paziński: Wydaje się, że dosyć rozsądną alternatywą byłby wybór któregoś z przywódców palestyńskich, takiego drugiego garnituru, kogoś z najbliższego otoczenia Arafata. Ale tych ludzi, którzy uczestniczyli przez lata w negocjacjach, którzy mają doświadczenie polityczne i jakiś tam posłuch u siebie, a jednocześnie jakiś autorytet międzynarodowy. Z tym że oni są oddani Arafatowi. Palestyńczycy zwierają szeregi w obliczu wojny, natomiast nie jest powiedziane, że nie okazaliby się lepszymi przywódcami. Sęk w tym, że dla społeczności palestyńskiej Arafat jest wciąż symbolem walki narodowo-wyzwoleńczej. Jak długo tym symbolem pozostanie, nawet gdyby był kompletnie nieudolny, to przeciętny Palestyńczyk będzie jednak Arafata popierał.