Inspektorzy Rybołówstwa Morskiego przyznają, że niewiele mogą zrobić, by ukrócić proceder nielegalnego odławiania leszczy w kanale portowym w Ustce. W tej sprawie interweniował reporter RMF FM. Sygnał o bestialskim działaniu kłusowników dostaliśmy od wędkarza z Ustki.

Kłusownicy używają systemu dużych, połączonych ze sobą kotwiczek wędkarskich. Po kilka takich kotwiczek łączą ze sobą na jednej żyłce, dodatkowo obciążając, i zarzucają je bez przynęt. Wędkarze określają to mianem szarpaka. Kotwiczki przeciągają następnie przez kanał portowy. Tym samym wczepiają się w dużą ilość ryb, ale wyciągnąć z wody udaję niewielki ich procent. Reszta jest dosłownie rozszarpywana. Zanim wyciągną jedną rybę, to dziesięć, piętnaście sztuk pokaleczą. Porozrywane brzuchy, pozrywane skrzela, pyski, oczy. Te ryby zdychają po prostu. Nawet kłusownictwem nie można tego nazwać. To jest bestialskie mordowanie - mówił nam wędkarz, który apelował o interwencję.

Większość miejscowych rybaków i wędkarzy nabrała wody w usta w tej sprawie. Pytani o proceder śmieją się, rozkładają ręce lub uciekają. Nic nie słyszałem, nic nie widziałem - tak najczęściej odpowiadali na pytania o kłusowników odławiających leszcza w kanale portowym.

Po długich poszukiwaniach słowa apelującego wędkarza potwierdza jeden z rybaków. Prawda to, wieczorem najczęściej. Tak jak widziałem to po dwie, trzy kotwice nakładają. Przychodzi bardzo dużo ludzi, i na jedno i na drugie molo. Przecież można tę rybę złapać normalnie na blachę. A oni na łatwiznę idę. Zgrupowany jest ten leszcz, jest go bardzo dużo to wiadomo, że przytną. A jak wyciągają to kaleczą. Są poszarpane, bo sam wyciągałem poszarpane potem. Normalnie kotwicę miał wbitą. Jak przyjeżdżają inspektorzy, to oni odcinają żyłki i problemu nie ma - opowiada.

Problem znany, ale trudno udowodnić nielegalną działalność

To znany nam problem - mówi Marcin Mystek z Okręgowego Inspektoratu Rybołówstwa w Słupsku. Nasi inspektorzy w miarę możliwości starają się to zwalczać. Skalę trudno opisać. Nie jest to oczywiście masowe w stosunku do wszystkich osób uprawiających połowy sportowo-wędkarskie. Te rzeczy dzieją się nie tylko w Ustce - tłumaczy Mystek. Każdy przypadek trzeba jednak udokumentować, udowodnić. Nie zawsze każdemu uda się udowodnić nielegalną działalność, ale robimy, co możemy - dodaje.

Ile takich przypadków udało się udowodnić, np. w tym roku? Trudno mi sobie akurat z pamięci przypomnieć coś takiego - mówi Mystek. Natomiast w grę wchodzą nie tylko połowy metodami kaleczącymi, ale też prowadzenie połowów przez osoby bez uprawnień. Być może takie osoby i mają zezwolenia... ale prawdziwy wędkarz nigdy by sobie nie pozwolił na tak nieetyczne działanie. Wędkarze "zaangażowani" to potępiają. Nie zawsze jednak chcą o tym mówić. My oczywiście nikogo nie możemy zmusić do mówienia.

Procederowi przeciwdziała także Straż Rybacka. Strażnikom ze Słupska udało się udokumentować ostatnio jeden przypadek bestialskiego odławiania leszczy. Postępowanie administracyjne jest w toku.