Nie wiadomo, czy uda się dziś rozpocząć proces byłego prezydenta Zabrza Jerzego G., któremu prokuratura zarzuca zabójstwo wierzyciela. Najpierw jeden ze współoskarżonych G. zrezygnował z adwokata, a potem posiedzenie katowickiego sądu przerwał alarm bombowy.

Sprawa miała się rozpocząć rano, jednak prokurator dotychczas nie odczytał aktu oskarżenia. Jeden z oskarżonych Robert T. oświadczył, że stracił zaufanie do swego obrońcy i wnosi o zmianę adwokata. Jak mówił, mec. Katarzyna Lenik-Synowiec nie skontaktowała się z nim i nie ustaliła linii obrony. Ponad rok temu miał do jej kancelarii wysłać pismo z prośbą o spotkanie. Nie mam zaufania do tego obrońcy - powiedział oskarżony i wniósł o odroczenie rozprawy.

Mecenas odpowiadała, że nie otrzymała żadnego pisma od oskarżonego, więc nie wiedziała, że chce się z nią spotkać. Jak tłumaczyła, zmieniła siedzibę kancelarii i być może korespondencja od tego klienta nie została przesłana pod nowy adres. Adwokat oświadczyła, że skoro klient stracił do niej zaufanie to popiera jego wniosek o wyznaczenie innego obrońcy.

Wniosek w sprawie obrony złożył także Mariusz F. Ten oskarżony oświadczył, że nie stać go już na adwokata z wyboru i prosi o wyznaczenie obrońcy z urzędu. Krótko potem w sądzie rozległa się syrena, obwieszczająca ewakuację budynku. Ktoś zadzwonił do sądu, mówiąc że w gmachu podłożono ładunek wybuchowy. Takie fałszywe alarmy zdarzają się w katowickim sądzie okręgowym bardzo często. Strony mają wrócić na salę około godz. 13.30.

Według ustaleń śledztwa do zabójstwa Lecha F. doszło 17 sierpnia 2008 r. w Wymysłowie, w powiecie będzińskim. Następnego dnia jego ciało znalazł grzybiarz. Mężczyzna przed śmiercią został skrępowany i pobity. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wynikało, że ofiara zmarła na skutek wykrwawienia po ranach zadanych ostrym narzędziem, przypuszczalnie nożem.

Były prezydent Zabrza został zatrzymany i aresztowany pod zarzutem zabójstwa w listopadzie 2009 r. Zdaniem prokuratury motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym. Jerzy G. pożyczył od Lecha F. 246 tys. zł. Z odsetkami miał mu zwrócić około 800 tys. zł. Oddanie takiej kwoty oznaczałoby dla G. bankructwo - mówią prokuratorzy.