Sławna nekropola francuskich władców znajduje się w Bazylice Saint-Denis pod Paryżem. To tam właśnie są m.in. groby żony Ludwika XV - Marii Leszczyńskiej oraz Henryka Walezego. Trudno je jednak znaleźć...

O Marii Leszczyńskiej mówi się często we Francji, że była niedocenioną królową, która żyła w cieniu licznych kochanek Ludwika XV, m.in. sławnej Madame de Pompadour. Maria Leszczyńska jest znana wszystkim Francuzom jako nieszczęśliwa małżonka Ludwika XV, choć na początku nieszczęśliwa nie była. Była jego pierwszą spełnioną miłością. Później - jak się zdaje - potrafiła sobie bardzo dobrze ułożyć stosunki z faworytkami króla i swoje życie codzienne w Wersalu. Widywała się z wielkimi artystami owej epoki, przyjmowała Mozarta i zadziwiała cały francuski dwór znajomością języka niemieckiego. W sumie można powiedzieć, że bardziej "uważana była" - niż była naprawdę - za prowincjuszkę i osobę bardzo skromną - mówi korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi mieszkający w Paryżu znany publicysta i miłośnik historii Ludwik Lewin.

Leszczyńska nazywana jest często we Francji "Kopciuszkiem". I prawdopodobnie dlatego jej grób w podparyskiej Bazylice Świętego Dionizego to tylko wmurowana płyta - bez żadnej tabliczki informacyjnej dla zwiedzających, która kontrastuje z pięknymi rzeźbami wielu innych francuskich koronowanych głów.

Jeszcze trudniej znaleźć w krypcie sławnej podparyskiej nekropoli władców grób Henryka Walezego, choć tutaj powód jest inny. Król Polski i Francji nie ma tam swego grobowca - jego prochy znajdują się w skromnym zbiorowym grobie. Trafiły do niego po Wielkiej Rewolucji Francuskiej, bo rewolucjoniści zbezcześcili i pomieszali szczątki różnych władców. Tam naprawdę kamień na kamieniu nie został! Mogiły królewskie zostały opróżnione. To, co dziś widzimy naprawdę nie odpowiada temu, co było przed rewolucją - podkreśla Lewin. Również okoliczności samej śmierci Henryka Walezego wprawiają w zakłopotanie wielu historyków. Władca został bowiem dźgnięty nożem przez mnicha, kiedy załatwiał swoje potrzeby w miejscu, gdzie każdy "król chodzi piechotą".