Ponad 330 wypadków narciarskich wydarzyło się w Tatrach od początku zimowej przerwy szkolnej. Ratownicy górscy są przerażeni statystykami.

Andrzej Marasek z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podkreśla w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim, że nie minęła jeszcze nawet jedna trzecia ferii, a statystyki wypadków są porażające.

Ponad 70 procent to wypadki bardzo poważne - zaznacza. Jak dodaje, w kilku przypadkach urazy były tak poważne, że istniało realne zagrożenia życia narciarza i na pomoc wzywany był śmigłowiec.

Najczęstsze przyczyny wypadków to brawura i nadmierna prędkość, przy której dochodzi do zderzeń narciarzy. Ich impet bywa tak duży, że nie pomagają nawet kaski na głowach.

Co ważne, to tylko dane ze stoków, na których dyżury pełnią ratownicy TOPR-u.

Jak donosi nasz reporter, wczoraj wieczorem doszło do kolejnego poważnego wypadku na narciarskim stoku. W Małym Cichym narciarz złamał udo tak nieszczęśliwie, że stracił czucie w całej nodze. Wcześniej snowboardzista w Bukowinie Tatrzańskiej uderzył głową w stok i stracił przytomność. Jego stan lekarze określają jako bardzo poważny. Nie wiadomo, czy wróci do zdrowia.

(edbie)