Poparzony pracownik escape roomu w Koszalinie tuż przed wybuchem pożaru wyczuł ulatniający się gaz. To najnowsze informacje z przesłuchania 25-latka, który był w budynku, kiedy doszło do tragedii. Mężczyzna trafił do specjalistycznego szpitala w Gryficach. W piątek w escape roomie w Koszalinie zginęło pięć nastolatek. Dziś poinformowano, że w czwartek odbędzie się pogrzeb ofiar. Uroczystości będą wspólne - powiedział prezydent miasta Piotr Jedliński.

Z informacji przekazanych przez rzecznika Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, Ryszarda Gąsiorowskiego wynika, że 25-latek, kiedy poczuł ulatniający się gaz, wiedział już, że sytuacja może być niebezpieczna. Miał też próbować zareagować, ale w tym samym momencie doszło do wybuchu pożaru.

Rzecznik w rozmowie z dziennikarzem TVN24 opisywał, że pracownik escape roomu "stwierdził, że jedna z butli wydaje jakieś dziwne odgłosy, podszedł do niej, próbował dociec, co się stało".

Próbował tę butlę zakręcić. Nic to nie dało. Jednocześnie gwałtownie, jak stwierdził, zaczął już rozprzestrzeniać się ogień. Po prostu opary gazu, które znajdowały się w pomieszczeniu, zapaliły się - opisuje zeznania prokurator.

Jak informują śledczy, ogień odciął mężczyźnie możliwość dotarcia do drzwi pokoju, w którym zamknięte były uczennice gimnazjum. 25-latek był już wtedy mocno poparzony i - jego zdaniem - nie był w stanie zrobić nic więcej. Zdaniem prokuratury, wybiegł z budynku i poprosił napotkane osoby o wezwanie pomocy. Jak dodał Gąsiorowski, 25-latek opisywał, że wypadł mu telefon i dlatego prosił innych, by powiadomili służby o pożarze.

Jego zeznania potwierdzają scenariusz, który jeszcze przed przesłuchaniem pracownika escape roomu zakładali śledczy.

Z relacji rzecznika prokuratury wynika także, że poparzonego pracownika escape roomu zatrudnił podejrzany Miłosz S. To on również miał mu wyjaśnić mu, jakie są pokoje gier, co należy do istoty każdej z gry i opisał mu czynności, jakie ma wykonywać - mówił Ryszard Gąsiorowski.

Do zadań 25-latka należało m.in. przyjmowanie uczestników, wyjaśnianie im zasad gry oraz wręczanie krótkofalówki, za pomocą której uczestnicy gry mieli z nim kontakt.

25-latek przebywa w szpitalu w Gryficach. Jak podkreśla prokuratura, mężczyzna jest pokrzywdzonym w sprawie.

Są pierwsze zarzuty po pożarze w escape roomie

Jeszcze w poniedziałek sąd ma natomiast zająć się wnioskiem o aresztowanie Miłosza S. To krewny osoby, na którą formalnie zarejestrowany był escape room. W niedzielę usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci osób, które w nim zginęły. Według wstępnych ustaleń przyczyną tragedii było rozszczelnienie butli z gazem.

Miłosz S. odmówił składania wyjaśnień.

W sposób umyślny doprowadził do tego, że stworzone zostało niebezpieczeństwo wybuchu pożaru w obiekcie, gdzie znajdował się escape room i w taki sposób, nieumyślnie już z kolei, doprowadził do śmierci osób, które zginęły w pożarze, jaki w tym budynku wybuchł w dniu 4 stycznia tego roku - powiedział w niedzielę rzecznik prokuratury w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.

Nasz klient jest zrozpaczony tym, co się stało. Do zarzutu nie przyznaje się. Nie złożył wyjaśnień z uwagi na to, że nie jest w stanie psychicznie znieść tego ciężaru, który na niego spadł - podkreślili w niedzielę po wyjściu z budynku prokuratury obrońcy Miłosza S. Wiesław Breliński i Wojciech Janus. Ich zdaniem, mężczyzna, "nie był w stanie odnieść się do niczego, co jest podstawą do postawionego mu zarzutu". Dodali, że ich klient w treści protokołu złożył głębokie kondolencje dla rodzin ofiar. Powiedział jak bardzo jest mu przykro i jak bardzo nie chciał skutku, który nastąpił".

Rzecznik prokuratury w Koszalinie podkreśla, że są podstawy, by twierdzić, "że podejrzany był osobą faktycznie wykonującą czynności w ramach działalności gospodarczej, którą zgłosiła do ewidencji jego najbliższa krewna i był osobą, która przygotowywała wyposażenie pomieszczeń w tych różnego rodzaju pokojach zagadek. I nie zwrócił uwagi na to, że nie ma tam właściwego ogrzewania tych obiektów, i że nie ma tam przede wszystkim dróg ewakuacyjnych, które w razie jakiegoś niebezpieczeństwa pozwalałaby uczestnikom opuszczać pomieszczenie rozrywki.

Zdaniem prokuratora Ryszarda Gąsiorowskiego, za popełnienie zarzucanego czynu mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia. Prokurator pytany o kwestię ewentualnych zarzutów dla właścicielki budynku i drugiej kobiety, która wynajęła go na prowadzenie działalności gospodarczej, powiedział, że "na to jest za wcześnie". Zaznaczył, że obie kobiety były przesłuchiwane w charakterze świadków. Nie było podstaw, by na tym etapie postępowania którejś z nich stawiać zarzuty.

W czwartek pogrzeb ofiar pożaru w escape roomie

W czwartek odbędzie się pogrzeb ofiar pożaru w escape roomie w Koszalinie. Pogrzeb będzie wspólny - zapowiedział w poniedziałek prezydent Koszalina Piotr Jedliński. Pięć 15-latek, uczyło się w jednej klasie. Według władz miasta, spoczną obok siebie na koszalińskim cmentarzu.

Karina Gajda, dyrektor szkoły podstawowej nr 18 w Koszalinie, gdzie uczyły się nastolatki, zapewniła, że uczniowie są objęci pomocą pedagogiczno-psychologiczną. Również rozważamy niesienie takiej pomocy nauczycielom - podkreśliła.

Według dyrektor, poniedziałek jest dla szkoły bardzo trudnym dniem. Nauczyciele i uczniowie po raz pierwszy zobaczą puste miejsca pięciu uczennic - dodała.

Jak zaznaczyła Karina Gajda, kolejny trudny dzień będzie w czwartek, gdy odbędą się uroczystości pogrzebowe. Tego dnia nie odbędą się zajęcia dydaktyczne, szkoła zorganizuje opiekę dla dzieci, które do niej przyjdą - poinformowała.

Tragedia w Koszalinie, zginęło 5 młodych dziewczyn

W tragicznym pożarze w escape roomie przy ul. Piłsudskiego 88, który wybuchł w piątkowe popołudnie, zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic III klasy gimnazjum. Julia, Karolina, Amelia, Wiktoria i Małgorzata. Wizytą w pokoju zagadek świętowały urodziny jednej z nich.

W pożarze poważnie ucierpiał 25-letni pracownik obiektu.

Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że przyczyną pożaru było rozszczelnienie butli gazowej. Ogień pojawił się w poczekalni. Pracownik escape roomu został odcięty od możliwości udzielenia pomocy nastolatkom.

Bezpośrednią przyczyną śmierci nastolatek było zatrucie tlenkiem węgla.

Z informacji podanych przez straż pożarną wynika, że w budynku było "wiele niedociągnieć". Urządzenia grzewcze najpewniej znajdowały się zbyt blisko materiałów łatwopalnych, a instalacje elektryczne były prowizoryczne. Nie było też drogi ewakuacji.

Opracowanie