Ma 80 lat, od ponad 60 jest szewcem i nie chce iść na emeryturę. Problem w tym, że z małego warsztatu na lubelskiej starówce musi wyprowadzić się do końca czerwca - a nie ma dokąd. Poznajcie Jana Nieznaja, nestora nielicznych lubelskich szewców.

Ma 80 lat, od ponad 60 jest szewcem i nie chce iść na emeryturę. Problem w tym, że z małego warsztatu na lubelskiej starówce musi wyprowadzić się do końca czerwca - a nie ma dokąd. Poznajcie Jana Nieznaja, nestora nielicznych lubelskich szewców.
Pan Jan Nieznaj w swoim warsztacie /Krzysztof Kot /RMF FM

Mały warsztat, 8 metrów kwadratowych. Większego nie potrzebuję - mówi pan Jan naszemu reporterowi Krzysztofowi Kotowi.

Wyposażenie może nieco archaiczne. Maszyna do szycia ma 120 lat. Zabytek, który doskonale działa. Napędzana ręcznie lub nożnie. Niczego lepszego nie wymyślono. Każdą rzecz mogę na niej zrobić - podkreśla szewc.

Akurat trafił się klient, któremu trzeba przyszyć rzepa w bucie. Nie ma problemu, już robimy - słyszy. Kilka minut i gotowe.

Nie każdego stać na nowe buty, szewc potrzebny jeszcze w takim miejscu - mówi zadowolony klient. Gdzie szukać, jak szewca już tu nie będzie? Ten zakład jest tu "od zawsze".

W tym miejscu jestem od 1988 roku - mówi pan Jan. Pamiętam, jak rodziły się dzieci w kamienicy przy Olejnej i po sąsiedzku. Teraz oni sami mają już dzieci - wspomina.

Głównie zaglądają ludzie starsi. To już nie te czasy, kiedy szyło się buty, ale wciąż jest co naprawiać - opowiada. Cholewki, obcasy, podeszwa - nie ma problemu. Mam sprzęty, których nikt nie ma w Lublinie - dodaje.

Były czasy, że pracowałem w fabryce butów w Lublinie, a zakład prowadziłem po pracy. To były lata 70. i szał na drewniaki. Przez tydzień szyjąc je zarabiałem więcej niż przez miesiąc w fabryce, ale tam wiele się nauczyłem - opowiada. Kiedyś nie było butów, których nie byłbym w stanie uszyć czy naprawić. Teraz z klientami różnie bywa, ale najważniejsze, żeby coś robić - podkreśla.

Widzi pan, mam 80 lat. Zmarła mi niedawno żona. Jestem tu, to nie myślę, nie zabija mnie bezczynność. Jak człowiek nic nie robi, to wtedy zaczyna chorować, rozmyślać o niepotrzebnych sprawach. A tak przyjdę, otworzę zakład i zawsze coś porobię. Ktoś przyjdzie naprawić buty albo wpadnie porozmawiać. Nie nudzę się - mówi pan Jan.

Mimo słusznego wieku wciąż jest pełen zapału i chęci do działania. Często jeździ na rowerze: A nad zalew sobie pojadę i z powrotem. Trzeba żyć.

Z obecnego zakładu pan Jan musi się wyprowadzić, bo kamienicę odzyskał dawny właściciel, robi w niej kapitalny remont. Szans na powrót do lokalu po remoncie nie ma.

Do szczęścia panu Janowi potrzebny jest więc nowy lokal. Byle była bieżąca woda, nie ma innych wymagań. No chyba że takie, żeby czynsz był niewysoki. Lokal nie musi być duży. 8 metrów wystarczy.


(edbie)