Kilkunastoosobowa komisja sprawdza warunki, w jakich produkowane są oscypki, namawia na certyfikaty i grozi karami. Dotąd tylko kilku baców z ponad stu zdecydowało się wystąpić o certyfikat na produkcję oscypka. Pozostali śmieją się, że niedługo członków komisji będzie więcej niż ich.

Bacowie jak oscypki produkowali, tak produkują; jak sprzedawali, tak sprzedają i uważają, że  nie jest im potrzebny do tego żaden certyfikat. Wręcz przeciwnie - certyfikat oznacza dodatkowe koszty, kontrole i kłopoty.

Co z tego, że Unia Europejska wymaga certyfikatu na produkcję oscypka, skoro nikt kupując go nie pyta o taki certyfikat. To się ma jednak zmienić - ostrzegają władze powiatu tatrzańskiego. Na razie kontrolowane są bacówki, a bacowie pouczani. Potem sprawdzane będą punkty gastronomiczne, czy mają certyfikaty na sprzedawane w karczmach czy hotelach oscypki. Wreszcie za miesiąc będą ponowne kontrole i wtedy mogą posypać się mandaty. Bacowie tym się jednak nie przejmują - najwyżej zlikwidujemy bacówki - mówią - i będzie wtedy spokój.

Hodowla owiec jest coraz mniej opłacalna, coraz trudniej znaleźć też chętnych do wypasania owiec. Jeśli bacowie napotkają kolejne trudności, to wielu może po prostu porzucić swe zajęcie. A wtedy certyfikatów nie będzie trzeba, bo nie będzie komu ich wydawać.