Kiedy szpital chce oszczędzać, to zaczyna od likwidowania łóżek na oddziałach internistycznych. Gdyby szpitale mogły leczyć tylko serca i oczy miałyby na kontach miliony zamiast długów. Nacisk lobby kardiologów i okulistów sprawił, że NFZ za ich zabiegi płaci znakomicie - donosi "Gazeta Wyborcza".

NFZ za tak zwaną internę płaci mało. Tak samo jest z zabiegami związanymi z pediatrią i geriatrią. Opłaca się leczenie zawałów, radioterapia, czy usuwanie zaćmy. Opłacalne są również niektóre zabiegi w urologii, czy laryngologii. Na te zabiegi umowy podpisują prywatne szpitale.

Za jednego zawałowca fundusz płaci 10-15 tys. złotych. To zagrożenie życia, więc nie ma limitów. Każdy robi tyle zabiegów, ilu trafi się pacjentów. W ubiegłym roku śląski NFZ zapłacił za 15 tys. zabiegów ponad 180 milionów złotych. Coraz częściej, zwykły ból w klatce piersiowej uznawany jest za zawał. Kontroler NFZ nie jest w stanie wykryć, czy zabieg był potrzebny. W ten sposób wydatki funduszu na zawały rosną co rok o 50-60 milionów złotych - donosi gazeta.

Lekarze przekonują, że to dobrze wydane pieniądze. Kiedyś na 100 zabiegów mieliśmy 16 zgonów, teraz 5-6.

Inny sposób na zyski to zaćma. W 2006 roku. NFZ wydał na nią 285 milionów złotych. W zeszłym roku już 564 miliony złotych. Średnia cena zabiegu wzrosła w tym czasie z 2,8 tys. zł do prawie 3,5 tys. złotych. Okulista ma z tego 400-700 złotych. Za 20 minut pracy.

Dlaczego tak się dzieje? Bo wpływ na stawki funduszu mają sami lekarze. Przekonują urzędników, że ich dziedzina wymaga pieniędzy. Wielu kardiologów i okulistów to współwłaściciele prywatnych ośrodków, które mają kontrakty z NFZ. Stawki funduszu bezpośrednio przekładają się na ich zyski. Pediatrzy i geriatrzy nie mają tak silnego lobby. Te dziedziny, jako nieopłacalne, nie rozwijają się w prywatnych klinikach.